Justin wyrzucił do kosza spalony sos, po czym wziął się za zrobienie nowego. Wstawił wodę na makaron, zwinnie mieszając sos. Po chwili obiad był gotowy, a my mogliśmy wziąć się do jedzenia. Mój brzuch tak bardzo domagał się jedzenia, że gdybym się nie powstrzymała, sądzę, że skakałabym ze szczęścia. Justin nałożył spaghetti na talerze i zaprosił mnie do stołu.
-Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało kochanie.-Justin powiedział odsuwając dla mnie krzesło.
-Napewno będzie mi smakować.-posłałam mu szczery uśmiech.
-No..więc, jeśli nie będzie Ci smakować po prostu nie musisz jeść, wtedy zrobię Ci coś innego, ok?-jego oczy były przepełnione troską.
-Ok.-powiedziałam gładząc wierzch jego dłoni.
-Więc zabierajmy się do jedzenia i smacznego.-puścił mi oczko i posłał buziaka.
Wzięłam pierwszy kęs do ust, a jedzenie wprost rozpłynęło się w moich ustach.
-Mmmm! Justin, to jest znakomite.-uśmiechnęłam się szczęśliwa. Tak na poważnie, serio myślałam, że będę musiała głodować, nie wierzyłam, że Justin potrafi gotować.
-Cieszę się, że Ci smakuje skarbie.-powiedział odwzajemniając uśmiech.
Jedliśmy w spokoju, wymieniając między sobą krótkie uśmiechy. Po kilkunastu minutach oboje skończyliśmy, więc zabrałam talerze i odniosłam je do zlewu. Odkręcając wodę zaczęłam trzeć je gąbką, aż poczułam parę silnych rąk zaciskających się wokół mojej talii.
-Justin, co ty robisz?-zapytałam nie przerywając mycia naczyć.
-Nic, po prostu chcę Ci się odwdzięczyć za dzisiejszy spalony sos.-powiedział składając mokre pocałunki na mojej szyji.
-Justin, daj mi po prostu posprzątać w spokoju.-wydukałam rozproszona przez jego nagłe ruchy.
-Nie tak łatwo.-powiedział obracając mnie w swoim kierunku po czym wziął mnie na ręce i zaczął iść w nieznanym dla mnie kierunku. No tak, napewno chciał iść do sypialni.
-Justin, ja nie m-nagle jego ciepłe usta złączyły się z moimi.
Justin wszedł do pokoju, zamykając nogą drzwi, po czym przycisnął mnie do ściany nie odrywając swoich ust od moich. Nasze usta współpracowały ze sobą znakomicie. Pociągnęłam zębami jego dolną wargę, po czym on wsadził język do mojej buzi. Całowaliśmy się przez kilka minut, aż nasze płuca zaczęły domagać się tlenu. Oparłam swoje czoło na jego, a jego ręce powędrowały na moje uda podnosząc je. Owinęłam swoje nogi wokół jego bioder, po czym podszedł do łóżka lekko mnie na nim kładąc. Justin był teraz nade mną, opierając się na swoich rękach by mnie nie przygnieść. Zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyji, w niektórych miejscach ssał ją i przygryzał. Z moich ust wydał się jęk.
-Mmm skarbie, wiedziałem, że Ci się spodoba.-powiedział całując moją żuchwę, po czym odnalazł moje usta.
Kiedy nic nie odpowiedziałam Justin złączył swoje usta z moimi i wsadził ręce pod moje plecy, przekręcając mnie tak, że to ja górowałam nad nim. Moje ręce powędrowały na jego klatkę piersiową, a pożądanie wzięło nade mną górę, złapałam za rąbek jego koszulki, po czym ją zdjęłam. Moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony brzuch, a z moich ust wyszło ciche "ahh". Justin jedynie się zaśmiał i przyciągnął mnie do siebie, szepcząc mi do ucha miłe słowa. Wtedy zaczęłam całować jego szyję, by dać mu tyle przyjemności ile on mi. Justin złapał dół mojej koszulki, po czym spojrzał w moje oczy prosząc o pozwolenie. Kiwnęłam głową, na co chłopak zdjął materiał. Ponownie obrócił mnie tak, że to on górował. Zaczął ocierać się swoim przyrodzeniem tak, na co jedynie z moich ust wydał się cichy jęk, a chłopak zaczął przygryzać moje ucho.
-Justin!-pisnęłam cicho, czując przyjemne uczucie rozchodzące się po moim ciele.
-O tak kochanie, krzycz moje imie.-powiedział przyciskając swoje biodra do moich, po czym zaczął poruszać się jeszcze szybciej.
Czułam, że ciepło rozchodzi się w moim podbrzuszu, i jestem bliska dojścia, gdy wybrzuszenie w jego spodniach robiło się coraz większe. Z ust Justina zaczęły wydobywać się jęki, a kropelki potu były widoczne na jego czole. Wiedziałam, że jest równie bliski orgazmu, tak jak ja. Złapał moją rękę, i przyłożył ją do widocznego wybrzuszenia, po czym zaczął się nią lekko gładzić.
-Chcesz spróbować?-zapytał lekko się uśmiechając.
-Mhm..-odpowiedziałam odzwajemniając uśmiech.
Chłopak puścił moją rękę, po to, abym mogła zrobić to sama. Lekko ścisnęłam jego przyrodzenie, a on ścisnął dolną wargę, i przymknął swoje oczy. Poruszałam ręką, dając mu wielką przyjemność, po czym instynkt wziął nade mną górę. Przekręciłam się spowrotem nad niego, usiadłam na jego biodrach i zaczęłam się lekko poruszać.
-Mmm, kochanie, tak! Tak, jesteś wspaniała.-wydukał, przejeżdżając ręką po włosach.
Kontynuowałam moje "cuda" i wiedziałam, że dojdziemy oboje. Poruszyłam się kilka razy, i opadłam na niego. Chłopak zaczął mnie całować. Był to krótki pocałunek, ale sprawiający wielką przyjemność. Justin wstał z łóżka wyraźnie usatysfakcjonowany.
-Było wspaniale.-powiedział podchodząc do komody i biorąc czystą bieliznę. No tak...pewnie trochę się zabrudził podczas naszych wybryków. Mentalnie poklepałam się po ramieniu. No Jessica, nie myślałam, że jesteś w tym tak dobra. Justin podszedł do łazienki, po czym odwrócił się w moją stronę.
-Może chcesz dołączyć?-zapytał, puszczając mi oczko.
-Nie, dziękuję. Już chyba za dużo wrażeń, prawda, lepiej nie kusić losu.-posłałam mu lekki uśmiech.
Chłopak wszedł do łazienki, a ja schyliłam się, podnosząc moją koszulkę i wkładając ją na siebie.
To nieprawdopodobne, właśnie przeżyłam swój pierwszy orgazm.
-----------------
I tak mamy kolejny rozdział. Tak, miał być w piątek, przepraszam. Nie wyrobiłam się. Ale za to macie gorący rozdział :) Podobało wam się? Piszcie w komentarzach swoje opinie. Jak podoba wam się trailer? Oglądaliście? Kocham was! ♥
PS. TUTAJ ZADAWAJCIE WSZYSTKIE PYTANIA ODNOSZĄCE SIĘ DO ROZDZIAŁU, I NIE TYLKO. ----> http://ask.fm/iconqueredhell
Polecane tłumaczenia i opowiadania:
niedziela, 30 czerwca 2013
sobota, 29 czerwca 2013
trailer!!!
Witajcie kochani. Bardzo przepraszam, że nie dodałam rozdziału, ale mam mnóstwo pracy! Obiecuję, że na 100 % rozdział będzie jutro, i postaram się, aby był dluugi. Mam dla was nowinkę. Jest oficjalny trailer mojego opowiadania! Zrobiony przez wspaniałą @awwkjut ! :) Follujcie ją, piszcie, że trailer jest wspaniały.
A tu macie link! http://www.youtube.com/watch?v=u73IRX7NhrA&feature=youtu.be Klikajcie łapki w górę i komentujcie! :) ENJOY ♥
A tu macie link! http://www.youtube.com/watch?v=u73IRX7NhrA&feature=youtu.be Klikajcie łapki w górę i komentujcie! :) ENJOY ♥
środa, 26 czerwca 2013
Rozdział 12
Po chwili całe pomieszczenie wypełniło się przez nasze dźwięczne śmiechy. To śmieszne, ale współgraliśmy idealnie. Przy nim czułam się tak beztrosko. To dziwne, prawda? Zostałam odizolowana od świata, porwana, zamknięta w domu, i zdala od rodziny. Ale wiecie co? Nie brakowało mi mamy, taty, Olivii. Justin dawał mi wszystko czego potrzebowałam. A moja rodzina? To zwykli kłamcy. Jak mogli ukrywać przede mną coś takiego? Jak?! Wyznaję zasadę, że nawet najgorsza prawda jest lepsza, niż najpiękniejsze kłamstwo. Kłamstwo zawsze daje nadzieję, zawsze, a ja tego nienawidzę. Z Justinem było mi dobrze, i nigdy nie chciałam się z nim rozstawać. Nie potrafię sobie odpowiedzieć czy go kocham. Wiem, że go potrzebuję, i to mi wystarczy. Zżera mnie od środka tylko jedna rzecz, nie wiem czy on czuje do mnie to samo. Pocałował mnie, ale skąd mogę wiedzieć, czy nie zrobił tego tylko po to, aby zaspokoić swoje potrzeby? Po to, aby uspokoić hormony? Nie wiem tego, ale wiem, że jest za wcześnie by o to pytać. Z zamyśleń wyrwał mnie mój burczący brzuch. No tak, zapomniałam, że jestem człowiekiem, i od czasu do czasu muszę coś jeść.
-Justiiiin!-zawołałam głośno przeciągając "i".
-No co tam skarbie?-zapytał owijając swoje dłonie wokół mojej talii.
-Jestem głodna, ugotujesz mi coś?-zapytałam odwracając się w jego stronę i obejmując moimi dłońmi jego szyję.
-Czego sobie życzysz królewno?-zapytał masując moje boki.
-Hmm... no nie wiem, może spaghetti?-uśmiechnęłam się szeroko muskając jego pełne usta.
-Mmmm, uwielbiam spaghetti. Masz szczęście, że też jestem głodny.-puścił oczko, po czym klepnął mnie w tyłek.
Skarciłam go wzrokiem.
-Okej, okej, przepraszam.-uśmiechnął się, unosząc ręce w obronnym geście.
-Nigdy więcej tego nie rób.-uniosłam palec wskazujący i pomachałam mu nim przed nosem.-Rozumiemy się?-zapytałam robiąc groźną minę.
-Podoba mi się oblicze złej Jessici, w tedy tak bardzo mnie pasujesz.-uśmiechnął się, wypowiadając ostatnią kwestię wprost do mojego ucha.
Jego ciepły oddech uderzył w moje ciało, było to przyjemne uczucie, po którym przeszły mnie ciarki. Przygryzłam wargi wpatrując się w jego hipnotyzujące oczy. Po chwili jego dłoń znalazła się na dole moich pleców, a moja powędrowała na jego bujne włosy. Przeniósł swoje usta na moje łącząc je w namiętnym pocałunku. Ziemia wokół zawirowała, gdy jego miękkie wargi dotknęły moich. Zaczął pogłębiać pocałunek, uśmiechnęłam się, przystając na jego propozycję. Po chwili jego ciepły język przejechał po mojej wardze, prosząc ją, aby się rozchyliła, tak też zrobiłam. Wsunął swój język do moich ust, a po sekundzie nasze mięśnie współpracowały ze sobą zgodnie.Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie łapiąc oddech. Justin oparł swoje czoło na moim, wpatrując się w moje oczy o odcieniu oceanu. W jego miodowo-brązowych bylo widać pożądanie, założe się, że to samo mógł wyczytać z moich. Wpatrywaliśmy się tak w siebie, gdy usłyszałam, że tym razem to Justinowi burczy w brzuchu. Zaśmiał się gardłowo, ostatni raz łącząc nasze usta, i podszedł do lodówki wyjmując z niej potrzebne produkty do naszego obiadu. Cholernie seksownie wyglądał, kiedy gotował. Ogólnie to kręcili mnie gotujący mężczyźni. Na twarzy Justina było widać ogromne skupienie, gdy doprawiał sos. Usiadłam na blacie, przyglądając się krok po kroku jego działaniom. Imponował mi. Przejechałam kciukiem po jego dłoni chcąc, by zwrócił na mnie uwagę. Przygryzł wargę, a ja rozchyliłam moje usta. Czułam, jak drżę, pragnęłam jego uwagi, i jego dotyku. Zeskoczyłam z blatu obejmując go w pasie i łącząc nasze usta. Pocałunek był jednym z najbardziej namiętnych, a zarazem romantycznych pocałunków jakie przeżyliśmy. Założę się, że trwał by dłużej, gdyby nie to, że sos na patelni zaczął się przypalać.
-Cholera.-krzyknął Justin zdejmując patelnię z ognia.
Zaśmiałam się głośno widząc jego zdenerwowane ruchy.
-Dziewczyno, widzisz do czego mnie doprowadzasz? Przez Ciebie mógłbym spalić dom.-pokręcił głową i uśmiechnął się ukazując szereg białych, idealnie prostych zębów.
-------
Bardzo przepraszam, że rozdziału nie bylo tak dlugo. Miał być w niedziele, ale wszystko usunęło mi się w trakcie pisania, i byłam zbyt zła, by zaczynać od nowa. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :) Tutaj możecie zadawać pytania odnośnie nowego rozdziału ---> http://ask.fm/iconqueredhell a to mój twitter @cmonbiebss
:) Ogólnie jest już ponad 3000 wyświetleń, za co jak zwykle dziękuję. Kocham was ♥
PS. Z przyjaciółką mamy zamiar tłumaczyć nowe fanfiction. Co myślicie? Mam nadzieję, że dam radę z dwoma blogami na raz. W komentarzach piszcie, co sądzicie o rozdziale. xx
-Justiiiin!-zawołałam głośno przeciągając "i".
-No co tam skarbie?-zapytał owijając swoje dłonie wokół mojej talii.
-Jestem głodna, ugotujesz mi coś?-zapytałam odwracając się w jego stronę i obejmując moimi dłońmi jego szyję.
-Czego sobie życzysz królewno?-zapytał masując moje boki.
-Hmm... no nie wiem, może spaghetti?-uśmiechnęłam się szeroko muskając jego pełne usta.
-Mmmm, uwielbiam spaghetti. Masz szczęście, że też jestem głodny.-puścił oczko, po czym klepnął mnie w tyłek.
Skarciłam go wzrokiem.
-Okej, okej, przepraszam.-uśmiechnął się, unosząc ręce w obronnym geście.
-Nigdy więcej tego nie rób.-uniosłam palec wskazujący i pomachałam mu nim przed nosem.-Rozumiemy się?-zapytałam robiąc groźną minę.
-Podoba mi się oblicze złej Jessici, w tedy tak bardzo mnie pasujesz.-uśmiechnął się, wypowiadając ostatnią kwestię wprost do mojego ucha.
Jego ciepły oddech uderzył w moje ciało, było to przyjemne uczucie, po którym przeszły mnie ciarki. Przygryzłam wargi wpatrując się w jego hipnotyzujące oczy. Po chwili jego dłoń znalazła się na dole moich pleców, a moja powędrowała na jego bujne włosy. Przeniósł swoje usta na moje łącząc je w namiętnym pocałunku. Ziemia wokół zawirowała, gdy jego miękkie wargi dotknęły moich. Zaczął pogłębiać pocałunek, uśmiechnęłam się, przystając na jego propozycję. Po chwili jego ciepły język przejechał po mojej wardze, prosząc ją, aby się rozchyliła, tak też zrobiłam. Wsunął swój język do moich ust, a po sekundzie nasze mięśnie współpracowały ze sobą zgodnie.Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie łapiąc oddech. Justin oparł swoje czoło na moim, wpatrując się w moje oczy o odcieniu oceanu. W jego miodowo-brązowych bylo widać pożądanie, założe się, że to samo mógł wyczytać z moich. Wpatrywaliśmy się tak w siebie, gdy usłyszałam, że tym razem to Justinowi burczy w brzuchu. Zaśmiał się gardłowo, ostatni raz łącząc nasze usta, i podszedł do lodówki wyjmując z niej potrzebne produkty do naszego obiadu. Cholernie seksownie wyglądał, kiedy gotował. Ogólnie to kręcili mnie gotujący mężczyźni. Na twarzy Justina było widać ogromne skupienie, gdy doprawiał sos. Usiadłam na blacie, przyglądając się krok po kroku jego działaniom. Imponował mi. Przejechałam kciukiem po jego dłoni chcąc, by zwrócił na mnie uwagę. Przygryzł wargę, a ja rozchyliłam moje usta. Czułam, jak drżę, pragnęłam jego uwagi, i jego dotyku. Zeskoczyłam z blatu obejmując go w pasie i łącząc nasze usta. Pocałunek był jednym z najbardziej namiętnych, a zarazem romantycznych pocałunków jakie przeżyliśmy. Założę się, że trwał by dłużej, gdyby nie to, że sos na patelni zaczął się przypalać.
-Cholera.-krzyknął Justin zdejmując patelnię z ognia.
Zaśmiałam się głośno widząc jego zdenerwowane ruchy.
-Dziewczyno, widzisz do czego mnie doprowadzasz? Przez Ciebie mógłbym spalić dom.-pokręcił głową i uśmiechnął się ukazując szereg białych, idealnie prostych zębów.
-------
Bardzo przepraszam, że rozdziału nie bylo tak dlugo. Miał być w niedziele, ale wszystko usunęło mi się w trakcie pisania, i byłam zbyt zła, by zaczynać od nowa. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :) Tutaj możecie zadawać pytania odnośnie nowego rozdziału ---> http://ask.fm/iconqueredhell a to mój twitter @cmonbiebss
:) Ogólnie jest już ponad 3000 wyświetleń, za co jak zwykle dziękuję. Kocham was ♥
PS. Z przyjaciółką mamy zamiar tłumaczyć nowe fanfiction. Co myślicie? Mam nadzieję, że dam radę z dwoma blogami na raz. W komentarzach piszcie, co sądzicie o rozdziale. xx
środa, 19 czerwca 2013
Rozdział 11
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Po tej sytuacji z Mick'iem nie potrafiłam zaznawać ludzkich uczuć. Justin to zmienił. To dobrze, czy źle? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem również, czy nie jest to zwykłe zauroczenie. Wiem tylko, że na chwilę obecną, nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niego, bez mojego ciepłego, kochanego Justina. Jest dla mnie wszystkim, i to on podnosi mnie w tedy, kiedy upadam. To dla mnie ważne, chcę mieć przy swoim boku kogoś, kto będzie mnie wspierał.
Justin's POV:
Czułem, że rozrywa mnie od środka. Z jednej strony pierwszy raz otworzyłem się przed kimś, w dodatku przed dziewczyną, nie podobało mi się to. Jestem przecież twardzielem, a nie mięczakiem, to chore. Z drugiej strony, tak dobrze czułem się z tym, gdy wszystko z siebie wyrzuciłem. Jessica była wspaniała. Pomimo tego, że znam ją tak krótko, ufam jej. Ufam jej cholernie mocno, tak jak nikomu innemu. Jest inna niż te wszystkie puszczalskie dziwki. Jest szanującą siebie dziewczyną. Dobrze czułem się w jej towarzystwie, i dla niej chciałem się zmienić. Chciałem nauczyć się okazywać emocje, chciałem z nią rozmawiać całe dnie i noce, chciałem opowiedzieć jej całe moje życie. Chciałem, by poznała mnie, by poznała moją duszę.
-Justin..tak bardzo mi przykro.. Ja, ja nie mogę w to uwierzyć.-wyjąkała.
-Wiedziałem, że w to nie uwierzysz.-gniew we mnie zaczął narastać. Jestem popieprzony, niepotrzebnie jej o tym mówiłem.
-Nie, ja źle to sformułowałam. Nie mogę się z tym pogodzić.-spuściła swoją twarz w dół, i ukryła ją w dłoniach. Wiedziałem, że płacze. Zbyt łatwo było się o tym domyśleć. Mam wrażenie, że przeze mnie płacze więcej, niż przez całe swoje życie. Teraz moja kolej by jej pomóc, pocieszyć ją.
-Proszę Cię, nie płacz kochanie.-powiedziałem unosząc dłonią jej opuchniętą twarz.
-Ale..to okropne.-jej szloch przerodził się w historyczny płacz.
-Kurwa, Jess, weź się w garść.-warknąłem.
Jej oczy uniosły się, patrząc na mnie. Jej pełne wargi zaczęły drgać, było widać, że jest na skraju wytrzymałości, szkoda, że dopiero teraz to zauważyłem. Zachowałem się jak ostatni dupek, znów spieprzyłem.
-Przepraszam, nie chciałem...-powiedziałem wkładając kosmyk włosów za jej ucho.
-Nic się nie stało.-mruknęła wyczerpana.-Rozumiem, że jesteś zdenerwowany.-powiedziała opadając na kanapę.
-Jestem, to prawda. Ale nie powinienem tak postąpić, nie zasługujesz na to.-pogładziłem kciukiem po jej delikatnej twarzy, ocierając z niej wszystkie łzy.
-Dziękuję.-powiedziała posyłając mi lekki uśmiech.
-Za co?-zapytałem zdziwiony.
-Za co? Za wszystko. Jako jedyny jesteś ze mną szczery, to na prawdę dla mnie ważne. Doceniam to, brakowało mi tej szczerości.-powiedziała jeżdżąc dłońmi po swoich kolanach.
-Zasługiwałaś by wiedzieć.-złapałem jej dłoń, lekko całując każdą kostkę. Zauważyłem, że jej usta wykrzywiają się w lekkim uśmiechu, a oczy błyszczą. Cieszyłem się, że tak na nią działam.
Jessica's POV:
Moje serce zaczęło szybciej bić. To zabawne, że tak drobne gesty, tak bardzo na mnie działają. Wiem, że gdyby zrobiłby to ktoś inny, po prostu bym go wyśmiała, gdyż wydawałoby mi się to dosyć żałosne.. Ale nie tak było w przypadku Justina. Gdy on mnie dotykał, czułam jakbym się unosiła. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Nawet w przypadku mojej "wielkiej miłości" z Mick'iem. Tym razem ja przejechałam palcami po jego dłoni. Poczułam jak się wzdryga, byłam z siebie zadowolona, że tak zareagował.
-Potrzebuję Cię Jess.-wyszeptał do mojego ucha.
-Umm..-wydukałam, gdy Justin przejechał zębami po płatku mojego ucha.
-To miłe, że zawsze się tak zachowujesz, gdy jestem blisko Ciebie.-powiedział przesuwając wargami wzdłuż mojej żuchwy.
-Co masz na myśli?-powiedziałam siadając mu na kolanach i łapiąc go za szyję.
-To, że zawsze przechodzi Cię dreszcz, gdy Cię dotykam.-odpowiedział masując moje boki.
-Sądzę, że w Twoim wypadku jest podobnie.-wyszeptałam do jego ucha, lekko je całując. Poczułam jak jego oddech zamiera. TAK! I KTO JEST TERAZ GÓRĄ PANIE BIEBER?! Uśmiechnięta zeskoczyłam z jego kolan, lekko klepiąc go w policzek, by wyrwać go z transu.
-Mała suka.-powiedział szeroko się uśmiechając.
Pokazałam mu język. Wiem, to było dziecinne zachowanie, ale chciałam w końcu poczuć się jak dziecko i zapomnieć o moich troskach.
--------------------------
Przepraszam, że rozdział taki krótki. Niedługo będą dłuższe. Kocham was mocno i dziękuję za prawie 2500 wyświetleń! Bardzo mi miło. Chciałabym, żebyście zostawili po sobie chociaż głupie ":)" żebym wiedziała, że czytacie. To naprawdę sprawia mi radość!
Justin's POV:
Czułem, że rozrywa mnie od środka. Z jednej strony pierwszy raz otworzyłem się przed kimś, w dodatku przed dziewczyną, nie podobało mi się to. Jestem przecież twardzielem, a nie mięczakiem, to chore. Z drugiej strony, tak dobrze czułem się z tym, gdy wszystko z siebie wyrzuciłem. Jessica była wspaniała. Pomimo tego, że znam ją tak krótko, ufam jej. Ufam jej cholernie mocno, tak jak nikomu innemu. Jest inna niż te wszystkie puszczalskie dziwki. Jest szanującą siebie dziewczyną. Dobrze czułem się w jej towarzystwie, i dla niej chciałem się zmienić. Chciałem nauczyć się okazywać emocje, chciałem z nią rozmawiać całe dnie i noce, chciałem opowiedzieć jej całe moje życie. Chciałem, by poznała mnie, by poznała moją duszę.
-Justin..tak bardzo mi przykro.. Ja, ja nie mogę w to uwierzyć.-wyjąkała.
-Wiedziałem, że w to nie uwierzysz.-gniew we mnie zaczął narastać. Jestem popieprzony, niepotrzebnie jej o tym mówiłem.
-Nie, ja źle to sformułowałam. Nie mogę się z tym pogodzić.-spuściła swoją twarz w dół, i ukryła ją w dłoniach. Wiedziałem, że płacze. Zbyt łatwo było się o tym domyśleć. Mam wrażenie, że przeze mnie płacze więcej, niż przez całe swoje życie. Teraz moja kolej by jej pomóc, pocieszyć ją.
-Proszę Cię, nie płacz kochanie.-powiedziałem unosząc dłonią jej opuchniętą twarz.
-Ale..to okropne.-jej szloch przerodził się w historyczny płacz.
-Kurwa, Jess, weź się w garść.-warknąłem.
Jej oczy uniosły się, patrząc na mnie. Jej pełne wargi zaczęły drgać, było widać, że jest na skraju wytrzymałości, szkoda, że dopiero teraz to zauważyłem. Zachowałem się jak ostatni dupek, znów spieprzyłem.
-Przepraszam, nie chciałem...-powiedziałem wkładając kosmyk włosów za jej ucho.
-Nic się nie stało.-mruknęła wyczerpana.-Rozumiem, że jesteś zdenerwowany.-powiedziała opadając na kanapę.
-Jestem, to prawda. Ale nie powinienem tak postąpić, nie zasługujesz na to.-pogładziłem kciukiem po jej delikatnej twarzy, ocierając z niej wszystkie łzy.
-Dziękuję.-powiedziała posyłając mi lekki uśmiech.
-Za co?-zapytałem zdziwiony.
-Za co? Za wszystko. Jako jedyny jesteś ze mną szczery, to na prawdę dla mnie ważne. Doceniam to, brakowało mi tej szczerości.-powiedziała jeżdżąc dłońmi po swoich kolanach.
-Zasługiwałaś by wiedzieć.-złapałem jej dłoń, lekko całując każdą kostkę. Zauważyłem, że jej usta wykrzywiają się w lekkim uśmiechu, a oczy błyszczą. Cieszyłem się, że tak na nią działam.
Jessica's POV:
Moje serce zaczęło szybciej bić. To zabawne, że tak drobne gesty, tak bardzo na mnie działają. Wiem, że gdyby zrobiłby to ktoś inny, po prostu bym go wyśmiała, gdyż wydawałoby mi się to dosyć żałosne.. Ale nie tak było w przypadku Justina. Gdy on mnie dotykał, czułam jakbym się unosiła. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułam. Nawet w przypadku mojej "wielkiej miłości" z Mick'iem. Tym razem ja przejechałam palcami po jego dłoni. Poczułam jak się wzdryga, byłam z siebie zadowolona, że tak zareagował.
-Potrzebuję Cię Jess.-wyszeptał do mojego ucha.
-Umm..-wydukałam, gdy Justin przejechał zębami po płatku mojego ucha.
-To miłe, że zawsze się tak zachowujesz, gdy jestem blisko Ciebie.-powiedział przesuwając wargami wzdłuż mojej żuchwy.
-Co masz na myśli?-powiedziałam siadając mu na kolanach i łapiąc go za szyję.
-To, że zawsze przechodzi Cię dreszcz, gdy Cię dotykam.-odpowiedział masując moje boki.
-Sądzę, że w Twoim wypadku jest podobnie.-wyszeptałam do jego ucha, lekko je całując. Poczułam jak jego oddech zamiera. TAK! I KTO JEST TERAZ GÓRĄ PANIE BIEBER?! Uśmiechnięta zeskoczyłam z jego kolan, lekko klepiąc go w policzek, by wyrwać go z transu.
-Mała suka.-powiedział szeroko się uśmiechając.
Pokazałam mu język. Wiem, to było dziecinne zachowanie, ale chciałam w końcu poczuć się jak dziecko i zapomnieć o moich troskach.
--------------------------
Przepraszam, że rozdział taki krótki. Niedługo będą dłuższe. Kocham was mocno i dziękuję za prawie 2500 wyświetleń! Bardzo mi miło. Chciałabym, żebyście zostawili po sobie chociaż głupie ":)" żebym wiedziała, że czytacie. To naprawdę sprawia mi radość!
czwartek, 13 czerwca 2013
Rozdział 10
Atakował moje usta, wkładając w ten pocałunek tysiące emocji. Potrafiłam odczytać pasję, pożądanie, zmieszanie, zdenerwowanie. Pomimo całej jego brutalności pragnęłam jego dotyku. Chciałam, żeby mnie całował. Potrzebowałam go. Zaczęłam pogłębiać pocałunek. Wiem, to było szalone, ale nie umiałam myśleć racjonalnie. Jego ręce mocno napierały na moją talię, zaczął suwać ręką wzdłuż moich pleców. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Justin odsunął się ode mnie, opierając swoje czoło o moje. Nasze oddechy były nierówne, klatki piersiowe poruszały się w tym samym tempie. Zatopiłam się w jego oczach obejmując go za szyję.
-Przepraszam.-pogładził mnie po policzku. Teraz przypomniałam sobie po co tutaj jestem. Ten chłopak działał na mnie tak, że zapominałam co się dzieje dookoła. Kiedy byłam z nim cały świat wirował. Czułam, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na ziemi.
-Justin.-powiedziałam zatapiając się w jego pełnych ustach. Były tak idealne.
Zaczął odwzajemniać pocałunek lekko popychając mnie na ścianę. Zaczęłam głaskać jego włosy, ciągnąć za końcówki, a on złapał mnie lekko za tyłek. Podskoczyłam wyrywając się z jego objęć.
-Co to było?-powiedział wybuchając śmiechem.
-Umm, to mnie łaskotało.-powiedziałam zmieszana.
-O Boże, nie mów, że masz łaskotki na tyłku.-całe pomieszczenie wypełnił jego dźwięczny śmiech. Śmiał się z przerwami łapiąc się za brzuch. Zdenerwowało mnie to, że się ze mnie wyśmiewa, więc patrząc na niego zabijającym wzrokiem weszłam do pokoju z kominkiem.
-Jess, no nie bądź taka.-powiedział obejmując mnie od tyłu.
-Nie życzę sobie, żebyś się ze mnie śmiał.-odpowiedziałam obrażona.
-Przepraszam.-cmoknął mnie w policzek.
-Justin..Musimy porozmawiać.-powiedziałam poważnie.
-O co chodzi?-zapytał patrząc mi w oczy.
-O co chodzi? Jak możesz o to pytać?! Najpierw jesteś dla mnie wspaniały. Potem mnie porywasz i mówisz, że jesteś tu po to, aby zabić moją rodzinę. A jeszcze potem mnie całujesz!-wykrzyknęłam ze łzami w oczach.
-Jessica. To nie takie proste.-powiedział.
Justin's POV:
Wiedziałem, że w końcu o to zapyta. Co mam jej powiedzieć?! Prawdę?! Mam zniszczyć jej życie? Nigdy nie chciałem jej zabić, i nigdy tego nie zrobię. Jestem pewny jednej rzeczy. Zakochuje się w tej dziewczynie coraz bardziej. Nie mógłbym bez niej żyć. Jest wspaniała. Kiedy jest obok mnie... tak, mam te motylki w brzuchu, ale przede wszystkim czuję się lepiej, jestem szczęśliwszy. Ona zasługuje na prawdę. Musze jej to powiedzieć.
-To nie jest proste?! Justin! Nie jest proste to, że jestem tutaj z wiedzą, że chcesz mnie zabic! Wiesz jak sie czuję?! Boję się, rozumiesz?! Boję się.-krzyknęła, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
-Posłuchaj kochanie, wszystko Ci wyłumaczę, ale proszę nie płacz.-przejechałem kciukiem po jej policzku ścierając pojedyńcze łzy. Nienawidziłem kiedy płakała. To zżerało mnie od środka. Nienawidziłem tego uczucia, że jest jej źle. Chciałem, aby była moją księżniczką. Będę jej bronić przed złem tego świata do końca życia.
-Ok.-odpowiedziała siadając na kanapie.
Wziąłem głęboki oddech i usiadłem obok niej.
-To wszystko stało się 10 lat temu. Miałem 9 lat. Byłem w tedy w szkole, kiedy do sali weszła policja wypraszając mnie na korytarz.- w moich oczach pojawiły się łzy, czułem to, jednak nie przestawałem mówić, chciałem, żeby wiedziała.-Powiedzieli mi, że moi rodzice razem z bratem i siostrą zginęli w wypadku samochodowym. Nie mogłem w to uwierzyć. Mój świat się zawalił. Rozumiesz?! Miałem 9 lat i w jednej chwili straciłem wszystko. Rodzinę. Trafiłem do domu dziecka. I wiesz co!? Siedziałem tam przez te 8 pieprzonych lat. Nie pogodziłem się z tym do tej pory.-pojedyńcza łza wypłynęła z mojej półprzymkniętej powieki, jednak szybko ją otarłem.
-Justin, to okropne, ale jaki to ma związek z moją rodziną?-zapytała.
-Pieprzonym sprawcą wypadku był Twój ojciec. Jechał po pijanemu samochodem prosto na samochód moich rodziców. Tata chcąc uniknąć wypadku skręcił w prawo... prosto do jeziora. Zrozum to ma jakieś pierdolone kontakty i uniknął odpowiedzialności! Nie dopuszczę do tego! Jest pieprzonym mordercą! Zabił za jednym zamachem 4 osoby! Najważniejsze osoby w moim życiu! Teraz pozna gorzki smak samotności!-wykrzyknąłem prosto w jej twarz.
Zauważyłem, że jej zaszklone oczy się rozszerzyły. Wiedziałem, że ta wiadomość ją zabolała. Ale zasługiwała na prawdę.
Jessica's POV:
Nie mogłam w to uwierzyć. Mój tata zabił 4 osoby? Mój kochany tata... Usłyszałam cichy szloch, spojrzałam na Justina, on płakał. Moje serce rozpadło się na miliony małych kawałeczków. Nie potrafiłam siedzieć spokojnie patrząc, jak jedna z najważniejszych osób w moich życiu płacze. Od razu objęłam go swoimi ramionami, i położyłam jego głowę na mojej piersi. Ta wiadomość uderzyła we mnie niespodziewanie : codziennie zakochuję się w tym chłopaku coraz bardziej.
-Przepraszam.-pogładził mnie po policzku. Teraz przypomniałam sobie po co tutaj jestem. Ten chłopak działał na mnie tak, że zapominałam co się dzieje dookoła. Kiedy byłam z nim cały świat wirował. Czułam, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na ziemi.
-Justin.-powiedziałam zatapiając się w jego pełnych ustach. Były tak idealne.
Zaczął odwzajemniać pocałunek lekko popychając mnie na ścianę. Zaczęłam głaskać jego włosy, ciągnąć za końcówki, a on złapał mnie lekko za tyłek. Podskoczyłam wyrywając się z jego objęć.
-Co to było?-powiedział wybuchając śmiechem.
-Umm, to mnie łaskotało.-powiedziałam zmieszana.
-O Boże, nie mów, że masz łaskotki na tyłku.-całe pomieszczenie wypełnił jego dźwięczny śmiech. Śmiał się z przerwami łapiąc się za brzuch. Zdenerwowało mnie to, że się ze mnie wyśmiewa, więc patrząc na niego zabijającym wzrokiem weszłam do pokoju z kominkiem.
-Jess, no nie bądź taka.-powiedział obejmując mnie od tyłu.
-Nie życzę sobie, żebyś się ze mnie śmiał.-odpowiedziałam obrażona.
-Przepraszam.-cmoknął mnie w policzek.
-Justin..Musimy porozmawiać.-powiedziałam poważnie.
-O co chodzi?-zapytał patrząc mi w oczy.
-O co chodzi? Jak możesz o to pytać?! Najpierw jesteś dla mnie wspaniały. Potem mnie porywasz i mówisz, że jesteś tu po to, aby zabić moją rodzinę. A jeszcze potem mnie całujesz!-wykrzyknęłam ze łzami w oczach.
-Jessica. To nie takie proste.-powiedział.
Justin's POV:
Wiedziałem, że w końcu o to zapyta. Co mam jej powiedzieć?! Prawdę?! Mam zniszczyć jej życie? Nigdy nie chciałem jej zabić, i nigdy tego nie zrobię. Jestem pewny jednej rzeczy. Zakochuje się w tej dziewczynie coraz bardziej. Nie mógłbym bez niej żyć. Jest wspaniała. Kiedy jest obok mnie... tak, mam te motylki w brzuchu, ale przede wszystkim czuję się lepiej, jestem szczęśliwszy. Ona zasługuje na prawdę. Musze jej to powiedzieć.
-To nie jest proste?! Justin! Nie jest proste to, że jestem tutaj z wiedzą, że chcesz mnie zabic! Wiesz jak sie czuję?! Boję się, rozumiesz?! Boję się.-krzyknęła, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
-Posłuchaj kochanie, wszystko Ci wyłumaczę, ale proszę nie płacz.-przejechałem kciukiem po jej policzku ścierając pojedyńcze łzy. Nienawidziłem kiedy płakała. To zżerało mnie od środka. Nienawidziłem tego uczucia, że jest jej źle. Chciałem, aby była moją księżniczką. Będę jej bronić przed złem tego świata do końca życia.
-Ok.-odpowiedziała siadając na kanapie.
Wziąłem głęboki oddech i usiadłem obok niej.
-To wszystko stało się 10 lat temu. Miałem 9 lat. Byłem w tedy w szkole, kiedy do sali weszła policja wypraszając mnie na korytarz.- w moich oczach pojawiły się łzy, czułem to, jednak nie przestawałem mówić, chciałem, żeby wiedziała.-Powiedzieli mi, że moi rodzice razem z bratem i siostrą zginęli w wypadku samochodowym. Nie mogłem w to uwierzyć. Mój świat się zawalił. Rozumiesz?! Miałem 9 lat i w jednej chwili straciłem wszystko. Rodzinę. Trafiłem do domu dziecka. I wiesz co!? Siedziałem tam przez te 8 pieprzonych lat. Nie pogodziłem się z tym do tej pory.-pojedyńcza łza wypłynęła z mojej półprzymkniętej powieki, jednak szybko ją otarłem.
-Justin, to okropne, ale jaki to ma związek z moją rodziną?-zapytała.
-Pieprzonym sprawcą wypadku był Twój ojciec. Jechał po pijanemu samochodem prosto na samochód moich rodziców. Tata chcąc uniknąć wypadku skręcił w prawo... prosto do jeziora. Zrozum to ma jakieś pierdolone kontakty i uniknął odpowiedzialności! Nie dopuszczę do tego! Jest pieprzonym mordercą! Zabił za jednym zamachem 4 osoby! Najważniejsze osoby w moim życiu! Teraz pozna gorzki smak samotności!-wykrzyknąłem prosto w jej twarz.
Zauważyłem, że jej zaszklone oczy się rozszerzyły. Wiedziałem, że ta wiadomość ją zabolała. Ale zasługiwała na prawdę.
Jessica's POV:
Nie mogłam w to uwierzyć. Mój tata zabił 4 osoby? Mój kochany tata... Usłyszałam cichy szloch, spojrzałam na Justina, on płakał. Moje serce rozpadło się na miliony małych kawałeczków. Nie potrafiłam siedzieć spokojnie patrząc, jak jedna z najważniejszych osób w moich życiu płacze. Od razu objęłam go swoimi ramionami, i położyłam jego głowę na mojej piersi. Ta wiadomość uderzyła we mnie niespodziewanie : codziennie zakochuję się w tym chłopaku coraz bardziej.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Rozdział 9
Moje serce stanęło. Poczułam jak krew z mojej twarzy odpłynęła. Moje podniesione ręce opadły bezwiednie na kolana. To nie mogła być prawda, nie... Proszę, powiedzcie, że on żartuje..
-Justin.. to.. to jakiś żart?-moje oczy się rozszerzyły.
-Przykro mi, to nie jest żart.-odpowiedział drżącym głosem, a w jego oczach pojawiło się szaleństwo. Usłyszałam tylko kliknięcie blokowanych drzwi. Ta wiadomość tak bardzo mnie zszokowała. Głos w mojej głowie krzyczał "Co do cholery robisz, uciekaj stąd!" jednak moje ciało nie było mi posłuszne, nie miałam siły, by podnieść rękę, a co dopiero uciekać. Po chwili odjechał w szaleńczym tempie, mogłam tylko poczuć zapach palonej gumy.
-Proszę Cię, puść mnie.-łzy spływały strumieniami po moich policzkach.
-Przepraszam Jessica, nie mogę.-powiedział patrząc przed siebie. Nie rozumiem go, na prawdę. Raz w jego oczach pokazuje się ból. Cholerny ból, czuję w tedy, że to jest nie zależne od tego, że ktoś mu to zlecił. Jednak potem w jego oczach ukazuje się.... rządza krwi? Nie potrafię tego nazwać, boję się tego Justina. To nie ten słodki chłopak, którego poznałam. W tedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Popchnę go, by stracił panowanie nad kierownicą, w tedy będzie się starał nie spowodować wypadku, a ja odblokuję drzwi, i po prostu wyskoczę. Tak, wiem to szalone, ale to moja jedyna szansa. Nie chcę umierać. Postanowiłam wcielić mój plan w życie. Spojrzałam na niego, by sprawdzić, czy mi się nie przygląda. Popchnęłam go z całej siły, samochód zatoczył się w prawo, a ja zaczęłam odblokowywać drzwi. Przyciskałam przycisk, ale cholera! Nie działa! Szukałam awaryjnego planu, jednak po chwili Justin opanował sytuację, a ja poczułam jak zimny przedmiot uderza mnie w tył głowy, zabolało, ale po chwili nie czułam już nic, opadłam bezwładnie na siedzenie.
Justin's POV:
Nie chcę jej tego robić, na prawdę nie chcę. Ale nie, nie mogę zawieźć mojej rodziny. Odbiorę temu chujowi to, to co jest dla niego najważniejsze. Zrobię to samo, co on zrobił mi. Koniec tych czułości. Ta dziewczyna jest synem mordercy, takiego samego mordercy, jakim jestem ja. Nie jest dla mnie, a przede wszystkim ja nie jestem dla niej. Ma geny po osobie, której nienawidzę z całych swoich sił. Nie mógłbym pokochać kogoś takiego jak ona. Jest chodzącą śmiercią, nie zdaje sobie sprawy, jak wiele osób jej nienawidzi, nie wie tego. Tyle osób czyha na to, aby ją zabić. Ale nie dam im tej satysfakcji. To gra, gra w której ja dyktuje zasady, i gra, którą wygram ja. Przed oczami zobaczyłem znajomy barak. Tam nie znajdzie nas nikt. I nikt, nikt mi nie przeszkodzi w mojej zabawie.
Jessica's POV:
-Obudź się śpiąca królewno.-ktoś warknął, szturchając moje ramie.
Otworzyłam oczy, na początku nie czując nic. Ból spłynął na mnie z całą swoją siłą. To było nie do zniesienia, nie mogłam porównać tego z niczym innym, jeszcze nigdy nic tak mnie nie bolało.
-Justin, co się dzieje?-mój głos zadrżał.
-Nic, wysiadaj.-jego twarz była całkowicie wyprana z emocji, wyglądał na wykończonego.
Nie chcąc sama sobie zaszkodzic, wysiadłam posłusznie z samochodu. Pociągnął mnie za rękę prowadząc do dziwnego miejsca. Było drewniane i wyglądało jak barak? Justin wprowadził mnie do środka, ukazując przytulne miejsce. W środku także wszystko było z drewna. Był kominek, który nadawał przyjemnego nastroju. Prawie się uśmiechnęłam, prawie, bo przypomniałam sobie, co mnie czeka.
-Justin błagam Cię, wypuść mnie.-moje oczy wpatrywały się w jego starając się go przekonać.
-Nie błagaj, nie jesteś tu od tego. Odpierdol się.-niemal krzyknął, po czym gdzies zniknął.
Czułam jak moje serce się łamie. Wiedziałam, że przywiązałam się do niego. Tak, bardzo szybko przywiązuje się do ludzi. To jedna z moich najgorszych cech. Ciężko mi było sobie uświadomić, że ten, ten niewinny Justin był zabójcą. Ale co ja mu zrobiłam? Po prostu żyję sobie spokojnie, nikomu nie zawadzając. Po 18 latach mojego życia dowiaduje się, że jestem na celowniku człowieka, który chce mnie zabić? Ta myśl, przemykając po mojej głowie sprawiła, że przez ciało przeszedł mnie dreszcz. Z moich myśli wyrwały mnie głośne kroki Justina schodzącego z góry po schodach. Szedł w moim kierunku, jego oczy wypalały dziurę na mojej twarzy. Prawie biegnąc do mnie, mocno wpił swoje usta w moje. To było niemalże brutalne, miażdzył moje usta. Nie chciałam, aby tak wyglądał nasz pierwszy pocałunek.
-----
Mam nową nazwę tt ---> jest_okey tam możecie do mnie pisać. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam ciężkie dni, mnóstwo popraw, wiecie koniec roku.. :) Kocham was <3
A, prawie bym zapomniała. JEST JUŻ PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ! NIE WIERZĘ, PO PROSTU NIE WIERZĘ ;') TO CUDOWNE, CIESZĘ SIĘ, ŻE KTOŚ TU WCHODZI, I CZYTA MOJE FF. OBYŚMY RAZEM DOSZLI JAK NAJDALEJ!
-Justin.. to.. to jakiś żart?-moje oczy się rozszerzyły.
-Przykro mi, to nie jest żart.-odpowiedział drżącym głosem, a w jego oczach pojawiło się szaleństwo. Usłyszałam tylko kliknięcie blokowanych drzwi. Ta wiadomość tak bardzo mnie zszokowała. Głos w mojej głowie krzyczał "Co do cholery robisz, uciekaj stąd!" jednak moje ciało nie było mi posłuszne, nie miałam siły, by podnieść rękę, a co dopiero uciekać. Po chwili odjechał w szaleńczym tempie, mogłam tylko poczuć zapach palonej gumy.
-Proszę Cię, puść mnie.-łzy spływały strumieniami po moich policzkach.
-Przepraszam Jessica, nie mogę.-powiedział patrząc przed siebie. Nie rozumiem go, na prawdę. Raz w jego oczach pokazuje się ból. Cholerny ból, czuję w tedy, że to jest nie zależne od tego, że ktoś mu to zlecił. Jednak potem w jego oczach ukazuje się.... rządza krwi? Nie potrafię tego nazwać, boję się tego Justina. To nie ten słodki chłopak, którego poznałam. W tedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Popchnę go, by stracił panowanie nad kierownicą, w tedy będzie się starał nie spowodować wypadku, a ja odblokuję drzwi, i po prostu wyskoczę. Tak, wiem to szalone, ale to moja jedyna szansa. Nie chcę umierać. Postanowiłam wcielić mój plan w życie. Spojrzałam na niego, by sprawdzić, czy mi się nie przygląda. Popchnęłam go z całej siły, samochód zatoczył się w prawo, a ja zaczęłam odblokowywać drzwi. Przyciskałam przycisk, ale cholera! Nie działa! Szukałam awaryjnego planu, jednak po chwili Justin opanował sytuację, a ja poczułam jak zimny przedmiot uderza mnie w tył głowy, zabolało, ale po chwili nie czułam już nic, opadłam bezwładnie na siedzenie.
Justin's POV:
Nie chcę jej tego robić, na prawdę nie chcę. Ale nie, nie mogę zawieźć mojej rodziny. Odbiorę temu chujowi to, to co jest dla niego najważniejsze. Zrobię to samo, co on zrobił mi. Koniec tych czułości. Ta dziewczyna jest synem mordercy, takiego samego mordercy, jakim jestem ja. Nie jest dla mnie, a przede wszystkim ja nie jestem dla niej. Ma geny po osobie, której nienawidzę z całych swoich sił. Nie mógłbym pokochać kogoś takiego jak ona. Jest chodzącą śmiercią, nie zdaje sobie sprawy, jak wiele osób jej nienawidzi, nie wie tego. Tyle osób czyha na to, aby ją zabić. Ale nie dam im tej satysfakcji. To gra, gra w której ja dyktuje zasady, i gra, którą wygram ja. Przed oczami zobaczyłem znajomy barak. Tam nie znajdzie nas nikt. I nikt, nikt mi nie przeszkodzi w mojej zabawie.
Jessica's POV:
-Obudź się śpiąca królewno.-ktoś warknął, szturchając moje ramie.
Otworzyłam oczy, na początku nie czując nic. Ból spłynął na mnie z całą swoją siłą. To było nie do zniesienia, nie mogłam porównać tego z niczym innym, jeszcze nigdy nic tak mnie nie bolało.
-Justin, co się dzieje?-mój głos zadrżał.
-Nic, wysiadaj.-jego twarz była całkowicie wyprana z emocji, wyglądał na wykończonego.
Nie chcąc sama sobie zaszkodzic, wysiadłam posłusznie z samochodu. Pociągnął mnie za rękę prowadząc do dziwnego miejsca. Było drewniane i wyglądało jak barak? Justin wprowadził mnie do środka, ukazując przytulne miejsce. W środku także wszystko było z drewna. Był kominek, który nadawał przyjemnego nastroju. Prawie się uśmiechnęłam, prawie, bo przypomniałam sobie, co mnie czeka.
-Justin błagam Cię, wypuść mnie.-moje oczy wpatrywały się w jego starając się go przekonać.
-Nie błagaj, nie jesteś tu od tego. Odpierdol się.-niemal krzyknął, po czym gdzies zniknął.
Czułam jak moje serce się łamie. Wiedziałam, że przywiązałam się do niego. Tak, bardzo szybko przywiązuje się do ludzi. To jedna z moich najgorszych cech. Ciężko mi było sobie uświadomić, że ten, ten niewinny Justin był zabójcą. Ale co ja mu zrobiłam? Po prostu żyję sobie spokojnie, nikomu nie zawadzając. Po 18 latach mojego życia dowiaduje się, że jestem na celowniku człowieka, który chce mnie zabić? Ta myśl, przemykając po mojej głowie sprawiła, że przez ciało przeszedł mnie dreszcz. Z moich myśli wyrwały mnie głośne kroki Justina schodzącego z góry po schodach. Szedł w moim kierunku, jego oczy wypalały dziurę na mojej twarzy. Prawie biegnąc do mnie, mocno wpił swoje usta w moje. To było niemalże brutalne, miażdzył moje usta. Nie chciałam, aby tak wyglądał nasz pierwszy pocałunek.
-----
Mam nową nazwę tt ---> jest_okey tam możecie do mnie pisać. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale miałam ciężkie dni, mnóstwo popraw, wiecie koniec roku.. :) Kocham was <3
A, prawie bym zapomniała. JEST JUŻ PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ! NIE WIERZĘ, PO PROSTU NIE WIERZĘ ;') TO CUDOWNE, CIESZĘ SIĘ, ŻE KTOŚ TU WCHODZI, I CZYTA MOJE FF. OBYŚMY RAZEM DOSZLI JAK NAJDALEJ!
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział 8
Głośno dysząc nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To chyba żart. Jack mnie obserwował? Skąd wie o Justinie? Mam tyle pytań w głowie, muszę na nie odpowiedzieć. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do słodkich spotkań z Justinem, był serio wspaniały. Usłyszalam jak drzwi sie uchylają, to na pewno mama z tatą.
-Witajcie me zacne córeczki.-krzyknął tata.
-Hej tato.-powiedziałam starając zdobyć się na entuzjazm, jednak mi nie wyszło.
-Wszystko ok?-zapytał dociekliwie.
-Tak tako, jest ok.-posłałam mu mały uśmiech.
-Jesteś pewna?-spojrzał w moje niebieskie oczy.
-Tak tato, jestem pewna.-poklepałam go po ramieniu.
-Więc... mam coś dla Ciebie.-poruszył brwiami.
-Tato, dobrze wiesz, że nie lubię niespodzianek.-mruknęłam zirytowana.
-Wiem o tym, ale ta ci się spodoba.-wziął mnie za rękę i poprowadził do garażu.
W samym środku ujrzałam nową deskorolkę, wspaniałą, dokładnie taką o której marzyłam. Była przewiązana wielką, różową kokardą.
-Tatoooo!Dziękuję! To wspaniałe! Kocham Cię!-powiedziałam rzucając mu się na szyję.
-Mówiłem, że Ci się spodoba.-powiedział zadowolony.
-Jest idealna!-pocałowałam go w policzek.
-No, już? Nie wypróbujesz?-zapytał uśmiechnięty.
-Jasne, że wypróbuję.-podbiegłam do deskorolki, zrywając kokardę.
-Pasujecie do siebie.-tata wybuchnął śmiechem, myśląc, że jego "żart" był śmieszny.
-Tak tato....-powiedziałam zażenowana.
-Ta deska jest taka SWAG.-mrugnął do mnie.
-Boże tato! Nie staraj się siebie odmłodzić.-tym razem ja wybuchnęłam śmiechem. Po chwili tata do mnie dołączył. Pocałowałam go w czoło i pojechałam.
Przyjemny wiatr rozwiewał moje włosy. Tak, to było to. Nigdy o tym nie wspominałam, ale kochałam jazdę na deskorolce. Wtedy czułam się wolna, nie wiem jak to określić. Lubiłam, kiedy przyjemny wiatr obijał się o moją skórę, to serio wspaniałe uczucie! Po chwili usłyszałam głośne "cześć". Odwróciłam się i ujrzałam jego. No nie! Akurat w takim momencie?! Serio? Kurde serio?!
-Umm. Hej.-krzyknęłam i pomachałam mu ręką.
-Jezdzisz na deskorolce?-spytał Justin po chwili do mnie podbiegając.
-Tak, jak widać.-powiedziałam bawiąc się swoimi palcami.
-Wow, fajnie. Nie spodziewałbym się tego po dziewczynie.-uśmiechnął się swoim najpiękniejszym uśmiechem, tym najszczerszym.
-Okej.. wiesz Justin, muszę już lecieć, pa.-powiedziałam odwracając głowę w bok.
-Wszystko w porządku Jessica?-w jego głosie można było wyczuć troskę.
-Tak, tak. Wszystko w porządku. Ja po prostu już muszę iść do domu.-powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Okej, jak chcesz. Do zobaczenia.-machnął do mnie i odszedł.
Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego w ogóle uwierzyłam Jack'owi? Przecież mógł mnie oszukać. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Justin mógł być tym złym. Miał za dobre serce, stanowczo. Ale w Jack'u było coś takiego.. nie wiem jak to nazwać, byłam prawie pewna, że jest ze mną szczery. A może po prostu jestem cholernie łatwowierna? To wszystko mnie zabija. Każdy ma przede mną tajemnice. Dlaczego? Nie wiem. To wszystko zwala się na mnie z siłą pędzącego pociągu. Nie wiem, czy mam tyle siły, by unieść to wszystko. Nie wiem. Myśląc o swoim życiu zapomniałam o całym świecie. Usłyszałam głośne trąbnięcie, tak głośne, że prawie się wywaliłam.
-Kurwa mać! Nie umiesz jeździć czy co?-krzyknął zirytowany facet.
-Umm.. przepraszam pana, ja się zamyśliłam, i tak.. no..-powiedziałam zażenowana.
-Lepiej zajmij się myśleniem jak jeździć po ulicy, a jak nie potrafisz, to rzuć to w cholerę!-wrzasnął na mnie.
-Powiedziałam przepraszam.-spojrzałam na niego z jadem w oczach, i odjechałam.
-Idiota.-mruknęłam do siebie. Po ciężkej drodze weszłam do domu. Weszłam do domu, rozebrałam się i popędziłam do kuchni aby coś zjeść. To był okropny dzień. Wyjęłam jogurt z lodówki, i usiadłam przed telewizorem, muszę się zrelaksować. Mój telefon zawibrował, szybko go wyjęłam i odczytałam nową wiadomość.
Od Justin do Jessica:
Cześć. Wiem, że coś jest nie tak. O co chodzi? Zrobiłem coś złego? Jesteś na mnie zła?
Od Jessica do Justin:
Nie za dużo pytań jak w jednym sms-ie? Wszystko okej, mam zły dzień, tyle.
Od Justin do Jessica:
Chcesz pogadać? Mogę do Ciebie przyjechać.
Od Jessica do Justin:
Wielki przyjaciel się znalazł, szkoda tylko, że mnie okłamuje.
Tak, postanowiłam zaryzykować. Nie wiedziałam, czy mnie okłamał. To jedyne wyjście by to sprawdzić.
Od Justin do Jessica:
Okłamałem Cię? O czym ty mówisz?!
Od Jessica do Justin:
Słuchaj Justin, oboje wiemy o co chodzi. Słuchaj, zachowałeś się jak dupek. Ja na prawdę miałam nadzieję, że chociaż raz w życiu spotkałam kogoś szczerego, myliłam się. Btw. kojarzysz kogoś o imieniu Jack? Jestem pewna, że tak.
Od Justin do Jessica:
Jack? Skąd go znasz? Co Ci powiedział?! Nie ufaj mu, jest sprytny.
Od Jessica do Justin:
Justin, nie chcę żyć w kłamstwie, powiedz o co chodzi. To mnie zabija. Kłamstwa mnie zabijają.
Od Justin do Jessica:
Za 15 minut będę pod Twoim domem, czekaj tam na mnie.
O co mu chodzi? Powinnam się z nim spotkać? Definitywnie tak, tylko w ten sposób dowiem się o co chodzi. Wyłączyłam telewizor, wyczerpana podreptałam do przedpokoju, aby się ubrać. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach, postanowiłam czekać. Po chwili podjechał czarny Hummer. Zza opuszczającej się szyby, wyłonił się Justin.
-Wsiadaj.-powiedział z zaciśniętą szczęką.
Bałam się takiego oblicza Justina, to nie był ten słodki chłopak, którego poznałam. Podeszłam do samochodu i wsiadłam.
-Słuchaj, nie wiem o co Ci kurwa chodzi. Zrobiłem coś nie tak?!-krzyknął mi prosto w twarz.
-Jeszcze pytasz Justin!? Od samego początku budujesz naszą znajomość na kłamstwie?! Serio tego chcesz?!-splunęłam na niego, moja złość wzięła nade mną górę.
-Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć kim jestem. Jestem kimś, z Twoich najgorszych koszmarów, uwierz mi.-powiedział patrząc mi w oczy.
-Uwierz mi, chcę wiedzieć kim jesteś.-oblizałam moje suche usta.
-Nie możesz, znienawidzisz mnie.-widziałam zdenerwowanie malujące się na jego twarzy.
-Justin, na pewno tego nie zrobię.-powiedziałam zupewnie pewna.
-Więc.....dostałem pewne zlecenie, dotyczące twojej rodziny.-skinął głową w dół, aby ukryć ból na jego twarzy,
-Zlecenie? Jakie zlecenie, o czym ty mówisz?-zapytałam zdzwiona.
-Dostałem zlecenie, by zabić Twoją rodzinę, jestem tu tylko po to.-odpowiedział patrząc w moje oczy.
-----------------
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału. Nie mialam internetu. :/ Właśnie tutaj, chciałabym podziękować kilku osobom. @xxKaLoLaxx @itspattiebieber @USmile69 . A przy okazji polecić kilka świetnych opowiadań i tłumaczeń:
http://dont-ever-mess-with-the-viper.blogspot.com/
http://tlumaczenie-2nd-chances.blogspot.com/
http://tlumaczenie--sold.blogspot.com/
naprawdę polecam! a tu macie mojego tt : @dominica_bieber . ask: ask.fm/iconqueredhell
----------------
A tak btw! JEST JUŻ PRAWIE 1000 WYŚWIETLEŃ! NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO ZUPEŁNIE! NIE MACIE POJĘCIA, JAK WIELE RADOŚCI SPRAWIA MI TO, ŻE TU WCHODZICIE! JESTEŚCIE WSPANIALI, I KOCHAM WAS! ♥
-Witajcie me zacne córeczki.-krzyknął tata.
-Hej tato.-powiedziałam starając zdobyć się na entuzjazm, jednak mi nie wyszło.
-Wszystko ok?-zapytał dociekliwie.
-Tak tako, jest ok.-posłałam mu mały uśmiech.
-Jesteś pewna?-spojrzał w moje niebieskie oczy.
-Tak tato, jestem pewna.-poklepałam go po ramieniu.
-Więc... mam coś dla Ciebie.-poruszył brwiami.
-Tato, dobrze wiesz, że nie lubię niespodzianek.-mruknęłam zirytowana.
-Wiem o tym, ale ta ci się spodoba.-wziął mnie za rękę i poprowadził do garażu.
W samym środku ujrzałam nową deskorolkę, wspaniałą, dokładnie taką o której marzyłam. Była przewiązana wielką, różową kokardą.
-Tatoooo!Dziękuję! To wspaniałe! Kocham Cię!-powiedziałam rzucając mu się na szyję.
-Mówiłem, że Ci się spodoba.-powiedział zadowolony.
-Jest idealna!-pocałowałam go w policzek.
-No, już? Nie wypróbujesz?-zapytał uśmiechnięty.
-Jasne, że wypróbuję.-podbiegłam do deskorolki, zrywając kokardę.
-Pasujecie do siebie.-tata wybuchnął śmiechem, myśląc, że jego "żart" był śmieszny.
-Tak tato....-powiedziałam zażenowana.
-Ta deska jest taka SWAG.-mrugnął do mnie.
-Boże tato! Nie staraj się siebie odmłodzić.-tym razem ja wybuchnęłam śmiechem. Po chwili tata do mnie dołączył. Pocałowałam go w czoło i pojechałam.
Przyjemny wiatr rozwiewał moje włosy. Tak, to było to. Nigdy o tym nie wspominałam, ale kochałam jazdę na deskorolce. Wtedy czułam się wolna, nie wiem jak to określić. Lubiłam, kiedy przyjemny wiatr obijał się o moją skórę, to serio wspaniałe uczucie! Po chwili usłyszałam głośne "cześć". Odwróciłam się i ujrzałam jego. No nie! Akurat w takim momencie?! Serio? Kurde serio?!
-Umm. Hej.-krzyknęłam i pomachałam mu ręką.
-Jezdzisz na deskorolce?-spytał Justin po chwili do mnie podbiegając.
-Tak, jak widać.-powiedziałam bawiąc się swoimi palcami.
-Wow, fajnie. Nie spodziewałbym się tego po dziewczynie.-uśmiechnął się swoim najpiękniejszym uśmiechem, tym najszczerszym.
-Okej.. wiesz Justin, muszę już lecieć, pa.-powiedziałam odwracając głowę w bok.
-Wszystko w porządku Jessica?-w jego głosie można było wyczuć troskę.
-Tak, tak. Wszystko w porządku. Ja po prostu już muszę iść do domu.-powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Okej, jak chcesz. Do zobaczenia.-machnął do mnie i odszedł.
Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego w ogóle uwierzyłam Jack'owi? Przecież mógł mnie oszukać. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Justin mógł być tym złym. Miał za dobre serce, stanowczo. Ale w Jack'u było coś takiego.. nie wiem jak to nazwać, byłam prawie pewna, że jest ze mną szczery. A może po prostu jestem cholernie łatwowierna? To wszystko mnie zabija. Każdy ma przede mną tajemnice. Dlaczego? Nie wiem. To wszystko zwala się na mnie z siłą pędzącego pociągu. Nie wiem, czy mam tyle siły, by unieść to wszystko. Nie wiem. Myśląc o swoim życiu zapomniałam o całym świecie. Usłyszałam głośne trąbnięcie, tak głośne, że prawie się wywaliłam.
-Kurwa mać! Nie umiesz jeździć czy co?-krzyknął zirytowany facet.
-Umm.. przepraszam pana, ja się zamyśliłam, i tak.. no..-powiedziałam zażenowana.
-Lepiej zajmij się myśleniem jak jeździć po ulicy, a jak nie potrafisz, to rzuć to w cholerę!-wrzasnął na mnie.
-Powiedziałam przepraszam.-spojrzałam na niego z jadem w oczach, i odjechałam.
-Idiota.-mruknęłam do siebie. Po ciężkej drodze weszłam do domu. Weszłam do domu, rozebrałam się i popędziłam do kuchni aby coś zjeść. To był okropny dzień. Wyjęłam jogurt z lodówki, i usiadłam przed telewizorem, muszę się zrelaksować. Mój telefon zawibrował, szybko go wyjęłam i odczytałam nową wiadomość.
Od Justin do Jessica:
Cześć. Wiem, że coś jest nie tak. O co chodzi? Zrobiłem coś złego? Jesteś na mnie zła?
Od Jessica do Justin:
Nie za dużo pytań jak w jednym sms-ie? Wszystko okej, mam zły dzień, tyle.
Od Justin do Jessica:
Chcesz pogadać? Mogę do Ciebie przyjechać.
Od Jessica do Justin:
Wielki przyjaciel się znalazł, szkoda tylko, że mnie okłamuje.
Tak, postanowiłam zaryzykować. Nie wiedziałam, czy mnie okłamał. To jedyne wyjście by to sprawdzić.
Od Justin do Jessica:
Okłamałem Cię? O czym ty mówisz?!
Od Jessica do Justin:
Słuchaj Justin, oboje wiemy o co chodzi. Słuchaj, zachowałeś się jak dupek. Ja na prawdę miałam nadzieję, że chociaż raz w życiu spotkałam kogoś szczerego, myliłam się. Btw. kojarzysz kogoś o imieniu Jack? Jestem pewna, że tak.
Od Justin do Jessica:
Jack? Skąd go znasz? Co Ci powiedział?! Nie ufaj mu, jest sprytny.
Od Jessica do Justin:
Justin, nie chcę żyć w kłamstwie, powiedz o co chodzi. To mnie zabija. Kłamstwa mnie zabijają.
Od Justin do Jessica:
Za 15 minut będę pod Twoim domem, czekaj tam na mnie.
O co mu chodzi? Powinnam się z nim spotkać? Definitywnie tak, tylko w ten sposób dowiem się o co chodzi. Wyłączyłam telewizor, wyczerpana podreptałam do przedpokoju, aby się ubrać. Wyszłam przed dom i usiadłam na schodach, postanowiłam czekać. Po chwili podjechał czarny Hummer. Zza opuszczającej się szyby, wyłonił się Justin.
-Wsiadaj.-powiedział z zaciśniętą szczęką.
Bałam się takiego oblicza Justina, to nie był ten słodki chłopak, którego poznałam. Podeszłam do samochodu i wsiadłam.
-Słuchaj, nie wiem o co Ci kurwa chodzi. Zrobiłem coś nie tak?!-krzyknął mi prosto w twarz.
-Jeszcze pytasz Justin!? Od samego początku budujesz naszą znajomość na kłamstwie?! Serio tego chcesz?!-splunęłam na niego, moja złość wzięła nade mną górę.
-Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć kim jestem. Jestem kimś, z Twoich najgorszych koszmarów, uwierz mi.-powiedział patrząc mi w oczy.
-Uwierz mi, chcę wiedzieć kim jesteś.-oblizałam moje suche usta.
-Nie możesz, znienawidzisz mnie.-widziałam zdenerwowanie malujące się na jego twarzy.
-Justin, na pewno tego nie zrobię.-powiedziałam zupewnie pewna.
-Więc.....dostałem pewne zlecenie, dotyczące twojej rodziny.-skinął głową w dół, aby ukryć ból na jego twarzy,
-Zlecenie? Jakie zlecenie, o czym ty mówisz?-zapytałam zdzwiona.
-Dostałem zlecenie, by zabić Twoją rodzinę, jestem tu tylko po to.-odpowiedział patrząc w moje oczy.
-----------------
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału. Nie mialam internetu. :/ Właśnie tutaj, chciałabym podziękować kilku osobom. @xxKaLoLaxx @itspattiebieber @USmile69 . A przy okazji polecić kilka świetnych opowiadań i tłumaczeń:
http://dont-ever-mess-with-the-viper.blogspot.com/
http://tlumaczenie-2nd-chances.blogspot.com/
http://tlumaczenie--sold.blogspot.com/
naprawdę polecam! a tu macie mojego tt : @dominica_bieber . ask: ask.fm/iconqueredhell
----------------
A tak btw! JEST JUŻ PRAWIE 1000 WYŚWIETLEŃ! NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO ZUPEŁNIE! NIE MACIE POJĘCIA, JAK WIELE RADOŚCI SPRAWIA MI TO, ŻE TU WCHODZICIE! JESTEŚCIE WSPANIALI, I KOCHAM WAS! ♥
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Rozdział 7
Wszystko się we mnie gotowało. Musiałam coś zrobić, żeby rozładować swoją złość. Tak, pobiegam, to dobry pomysł. Szybko zarzuciłam na siebie dres, sportowe buty, wzięłam słuchawki, iPhona, i wyszłam trzaskając drzwiami. Truchtając dobiegłam do parku, zaczęłam się rozciągać, gdy w słuchawkach leciała piosenka Miley Cyrus i Will i.m. "Fall Down". Cicho śpiewając pobiegłam dalej. Biegnąc poczułam jakby moja kostka płonęła, upadłam i poczułam ogromny ból.
-Kurwa mać.-mruknęłam do siebie lekko masując nogę.
-Hej, wszystko ok?-podszedł do mnie chłopak, uśmiechając się nieśmiało.
-Tak, tak, wszystko ok, chyba źle stanęłam.-wydukałam próbując wstać.
-Uważaj!-krzyknął łapiąc mnie prosto w swoje ramiona.
-Umm..dziękuję Ci.-powiedziałam zażenowana swoją niezdarnością.
-Chodź, usiądź na trawie.-wymruczał chłopak lekko mnie podtrzymując.
-Ok.-skinęłam głową.
-Teraz pokaż mi twoją nogę.-rozkazał z uśmiechem.
-Ale to nic takiego...-odwzajemniłam uśmiech.
-Jack..-mrugnął zawadiacko.-a teraz pokaż tą kostkę.-złapał moją nogę lekko ją przyciągając.
-Tak, Jack.. Nazywam się Jessica. Dla znajomych Jess.-powiedziałam naśladując jego mruganie, choć nie za bardzo mi to wychodziło.
-Tak śmiesznie mrugnęłaś...-urwał Jack wybuchając słodkim śmiechem.
-Lepiej popatrz co z tą nogą.-burknęłam zażenowana własną głupotą.
-Tak szczerze, nie wygląda to za dobrze Jess. Twoja noga puchnie.-popatrzył mi w oczy.
-Cholera.-mruknęłam.
-Sądzę, że powinien obejrzeć to lekarz. Jesteś samochodem?-zapytał poważnie.
-Nie, przyszłam pobiegać.-odpowiedziałam.
-Więc, teraz zawiozę Cię do lekarza, co ty na to?-ruszył zabawnie brwiami.
-Słuchaj, nie chcę Ci robić kłopotu. Do domu mam na prawdę niedaleko, dam radę.-popatrzyłam mu w oczy ostrożnie wstając.
-To żaden kłopot, przysięgam. Odwiozę Cię do lekarza, a potem do domu.-objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę parkingu.
-Okej, jak chcesz.-uśmiechnęłam się.
Po chwili męczącej drogi moje oczy się rozszerzyły. Jack prowadził mnie do żółtego porshe! Nie byłam jakąś fanatyczką motoryzacji, ale taki samochód! Ahh! Bosko.
-To twoje auto?-mrugnęłam zdziwiona.
-Tak moje. Cudeńko, prawda?-zapytał rozbawiony.
-Cudeńko!? Proszę Cię! Ten samochód jest boski!-powiedziałam głaszcząc go po desce rozdzielczej.
Jack cicho się zaśmiał, po czym mruczał pod nosem piosenkę Lany del Rey. Zaimponował mi tym. Zdziwiłam się, że tak męski chłopak jak on, może słuchać takich piosenek.
-Słuchasz Lany del Rey?-wytrzeszczyłam oczy.
-Tak, jakiś problem?-zapytał patrząc na mnie.
-Nie, nie, absolutnie, ale ździwiło mnie to.-powiedziałam szczerze.
-Rozumiem, taki mięśniak jak ja, słuchający Lany. To musi wyglądać zabawnie.-powiedział cicho chichotając.
-Wybacz, ale to prawda.-zaczęłam śmiać się razem z nim.
Jechaliśmy przez 15 minut, nie odstępując rozmowie. Jack był zabawny.
-Jesteśmy.-powiedział zadowolony.
-Zauważyłam.-uśmiechnęłam się i zaczęłam otwierać drzwi od samochodu.
-A panienka gdzie? Gentelmani są od tego, aby otwierać drzwi pięknym kobietom.-zaflirtował.
Lekko się zarumieniłam, czując jak Jack wyciąga mnie z samochodu deliktanie ujmując moją dłoń. Po chwili weszliśmy do lekarza stając w kolejce. Lekarz przyjął mnie jako pierwszą, widząc jak moja twarz wykrzywia się w bólu. W drodze o tym zapomniałam, ale noga bolała mnie coraz mocniej.
-Zapraszam panienko.-powiedział do mnie.
-Tak, tak, już idę.-odpowiedziałam powoli krocząc.
Podał mi rękę, bym dłużej się nie męczyła, po czym posadził mnie na kozetce, delikatnie ściągając moją skarpetkę. Lekarze mnie przerażali, a szczególnie te zielone ściany, będące w każdym gabinecie. Podobno zielony uspokaja, na mnie działa wręcz odwrotnie.
-Na szczęście nie jest to nic poważnego. Sądzę, że kostka jest skręcona. Dam teraz pani usztywniacz, w którym *powiedział ze szczególnym naciskiem* MUSI pani nosić.-popatrzył na mnie surowym wzrokiem, od którego przewróciło mi się w żołądku.
-Oczywiście panie doktorze, oczywiście.-powiedziałam poważnie.
-Teraz przepisze pani lek przeciwbólowy, ponieważ może się zdarzyć, że noga będzie bolała.-mruknął.
-Tak kurwa.. a teraz swędzi.-powiedziałam do siebie.
-Mówiła coś pani?-zapytał wyłaniając nos zza swych okularów.
-Nie, nie...-opowiedziałam zażenowana.
Lekarz podał mi lek, i wypisał zwolnienie z WF-u.
-Dziękuję.-burknęłam uśmiechając się lekko.
-Nie ma za co.-odpowiedział.
Wyszłam z gabinetu łykając tabletkę, ból był nie do zniesienia.
-I jak tam, wszystko ok?-zapytał zmartwiony Jack.
-Tak tak, wszystko okej. Ale teraz chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?-zapytałam nieśmiało.
-Jasne, chodźmy.-posłał mi delikatny uśmiech.
Wsiedliśmy do samochodu, jednak ból tak mnie wyczerpał, że nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Nigdy nie byłam odporna na ból. W końcu dojechaliśmy do domu.
-Dziękuję za wszystko Jack, jestem Ci bardzo wdzięczna.-posłałam mu szeroki, wymuszony uśmiech.
-Nie ma za co.-powiedział wkładając mi do ręki małą karteczkę.
Odeszłam od samochodu, chcąc jak najszybciej wejść do domu. Weszłam do korytarza, szybko zdjęłam buty i poszlam do kuchni, dopiero teraz czułam jak mój brzuch domaga się czegoś do jedzenia. Wzięłam pączka, nalałam sobie mleka i usiadłam na kanapie przed telewizorem. Postanowiłam odczytać kartkę, którą Jack dosłownie "wepchnął" mi do ręki.
"Uważaj na Biebera, to nie chłopak dla tak słodkiej i bezbronnej dziewczyny jak ty. 758245698 <-- to mój numer, jeśli będziesz czegoś potrzebowała - DZWOŃ. J. xx"
Poczułam, jak opadam na kanapę z ciężkim oddechem. Kartka wyślizgnęła mi się z rąk, to chyba sen.
------------
mamy 7 rozdział, teraz będzie trochę dramy, uważajcie. mój tt ---> dominica_bieber
ask.fm/iconqueredhell <--- tu możecie zadawać pytania. ILY xx
-Kurwa mać.-mruknęłam do siebie lekko masując nogę.
-Hej, wszystko ok?-podszedł do mnie chłopak, uśmiechając się nieśmiało.
-Tak, tak, wszystko ok, chyba źle stanęłam.-wydukałam próbując wstać.
-Uważaj!-krzyknął łapiąc mnie prosto w swoje ramiona.
-Umm..dziękuję Ci.-powiedziałam zażenowana swoją niezdarnością.
-Chodź, usiądź na trawie.-wymruczał chłopak lekko mnie podtrzymując.
-Ok.-skinęłam głową.
-Teraz pokaż mi twoją nogę.-rozkazał z uśmiechem.
-Ale to nic takiego...-odwzajemniłam uśmiech.
-Jack..-mrugnął zawadiacko.-a teraz pokaż tą kostkę.-złapał moją nogę lekko ją przyciągając.
-Tak, Jack.. Nazywam się Jessica. Dla znajomych Jess.-powiedziałam naśladując jego mruganie, choć nie za bardzo mi to wychodziło.
-Tak śmiesznie mrugnęłaś...-urwał Jack wybuchając słodkim śmiechem.
-Lepiej popatrz co z tą nogą.-burknęłam zażenowana własną głupotą.
-Tak szczerze, nie wygląda to za dobrze Jess. Twoja noga puchnie.-popatrzył mi w oczy.
-Cholera.-mruknęłam.
-Sądzę, że powinien obejrzeć to lekarz. Jesteś samochodem?-zapytał poważnie.
-Nie, przyszłam pobiegać.-odpowiedziałam.
-Więc, teraz zawiozę Cię do lekarza, co ty na to?-ruszył zabawnie brwiami.
-Słuchaj, nie chcę Ci robić kłopotu. Do domu mam na prawdę niedaleko, dam radę.-popatrzyłam mu w oczy ostrożnie wstając.
-To żaden kłopot, przysięgam. Odwiozę Cię do lekarza, a potem do domu.-objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę parkingu.
-Okej, jak chcesz.-uśmiechnęłam się.
Po chwili męczącej drogi moje oczy się rozszerzyły. Jack prowadził mnie do żółtego porshe! Nie byłam jakąś fanatyczką motoryzacji, ale taki samochód! Ahh! Bosko.
-To twoje auto?-mrugnęłam zdziwiona.
-Tak moje. Cudeńko, prawda?-zapytał rozbawiony.
-Cudeńko!? Proszę Cię! Ten samochód jest boski!-powiedziałam głaszcząc go po desce rozdzielczej.
Jack cicho się zaśmiał, po czym mruczał pod nosem piosenkę Lany del Rey. Zaimponował mi tym. Zdziwiłam się, że tak męski chłopak jak on, może słuchać takich piosenek.
-Słuchasz Lany del Rey?-wytrzeszczyłam oczy.
-Tak, jakiś problem?-zapytał patrząc na mnie.
-Nie, nie, absolutnie, ale ździwiło mnie to.-powiedziałam szczerze.
-Rozumiem, taki mięśniak jak ja, słuchający Lany. To musi wyglądać zabawnie.-powiedział cicho chichotając.
-Wybacz, ale to prawda.-zaczęłam śmiać się razem z nim.
Jechaliśmy przez 15 minut, nie odstępując rozmowie. Jack był zabawny.
-Jesteśmy.-powiedział zadowolony.
-Zauważyłam.-uśmiechnęłam się i zaczęłam otwierać drzwi od samochodu.
-A panienka gdzie? Gentelmani są od tego, aby otwierać drzwi pięknym kobietom.-zaflirtował.
Lekko się zarumieniłam, czując jak Jack wyciąga mnie z samochodu deliktanie ujmując moją dłoń. Po chwili weszliśmy do lekarza stając w kolejce. Lekarz przyjął mnie jako pierwszą, widząc jak moja twarz wykrzywia się w bólu. W drodze o tym zapomniałam, ale noga bolała mnie coraz mocniej.
-Zapraszam panienko.-powiedział do mnie.
-Tak, tak, już idę.-odpowiedziałam powoli krocząc.
Podał mi rękę, bym dłużej się nie męczyła, po czym posadził mnie na kozetce, delikatnie ściągając moją skarpetkę. Lekarze mnie przerażali, a szczególnie te zielone ściany, będące w każdym gabinecie. Podobno zielony uspokaja, na mnie działa wręcz odwrotnie.
-Na szczęście nie jest to nic poważnego. Sądzę, że kostka jest skręcona. Dam teraz pani usztywniacz, w którym *powiedział ze szczególnym naciskiem* MUSI pani nosić.-popatrzył na mnie surowym wzrokiem, od którego przewróciło mi się w żołądku.
-Oczywiście panie doktorze, oczywiście.-powiedziałam poważnie.
-Teraz przepisze pani lek przeciwbólowy, ponieważ może się zdarzyć, że noga będzie bolała.-mruknął.
-Tak kurwa.. a teraz swędzi.-powiedziałam do siebie.
-Mówiła coś pani?-zapytał wyłaniając nos zza swych okularów.
-Nie, nie...-opowiedziałam zażenowana.
Lekarz podał mi lek, i wypisał zwolnienie z WF-u.
-Dziękuję.-burknęłam uśmiechając się lekko.
-Nie ma za co.-odpowiedział.
Wyszłam z gabinetu łykając tabletkę, ból był nie do zniesienia.
-I jak tam, wszystko ok?-zapytał zmartwiony Jack.
-Tak tak, wszystko okej. Ale teraz chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?-zapytałam nieśmiało.
-Jasne, chodźmy.-posłał mi delikatny uśmiech.
Wsiedliśmy do samochodu, jednak ból tak mnie wyczerpał, że nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Nigdy nie byłam odporna na ból. W końcu dojechaliśmy do domu.
-Dziękuję za wszystko Jack, jestem Ci bardzo wdzięczna.-posłałam mu szeroki, wymuszony uśmiech.
-Nie ma za co.-powiedział wkładając mi do ręki małą karteczkę.
Odeszłam od samochodu, chcąc jak najszybciej wejść do domu. Weszłam do korytarza, szybko zdjęłam buty i poszlam do kuchni, dopiero teraz czułam jak mój brzuch domaga się czegoś do jedzenia. Wzięłam pączka, nalałam sobie mleka i usiadłam na kanapie przed telewizorem. Postanowiłam odczytać kartkę, którą Jack dosłownie "wepchnął" mi do ręki.
"Uważaj na Biebera, to nie chłopak dla tak słodkiej i bezbronnej dziewczyny jak ty. 758245698 <-- to mój numer, jeśli będziesz czegoś potrzebowała - DZWOŃ. J. xx"
Poczułam, jak opadam na kanapę z ciężkim oddechem. Kartka wyślizgnęła mi się z rąk, to chyba sen.
------------
mamy 7 rozdział, teraz będzie trochę dramy, uważajcie. mój tt ---> dominica_bieber
ask.fm/iconqueredhell <--- tu możecie zadawać pytania. ILY xx
niedziela, 2 czerwca 2013
Rozdział 6
Weszłam do domu, akurat trafiając na kolację, o taaak szczęściara ze mnie.
-Heej!-krzyknęłam do wszystkich.
-Skarbie, jesteśmy w jadalni, chodź.-powiedziała mama, czułam, że się uśmiechała.
Wchodząc do jadalni nie mogłam uwierzyć własnym oczom, zobaczyłam mojego tatę. Nigdy o tym nie wspominałam, ale mój tata był pisarzem, i często wyjeżdżał, poza tym uwielbiał podróże. I jestem tego pewna, mam to po nim. Tak strasznie za nim tęskniłam, nie było go 3 miesiące, był na promocji książki czy coś.
-Tataaaa!-krzyknęłam jak dziecko.
-Córcia, chodź tu uściskać starego ojca.-powiedział biorąc mnie w swoje szerokie ramiona.
-Tak bardzo tęskniłam.-po moim policzku spłynęła łza, otarłam ją szybko, by nikt nie mógł jej zobaczyć. Nie lubiłam płakać, właściwie, nie lubiłam, gdy ktoś widział, że to robię. Zawsze uchodzę za tą twardą.
-Ja też za Tobą tęskniłem skarbie.-pocałował mnie w czoło.
-Koniec tych czułości kochani, zabieramy się do kolacji, zrobiłam waszą ulubioną lasagne.-mama puściła nam oczko.
-Mniaaaam, lasagne.-wrzasnął tata przeciągając "a" i poklepał się po brzuchu.
-Jerry, strasznie schudłeś, przyda ci się trochę kalorii.-mama wybuchnęła śmiechem. Mój tata nigdy nie dopuściłby do tego, by schudnąć, za bardzo kochał jeść.
-Mmm! To jest przepyszne.-powiedziała Olivia pomiędzy kęsami.
-Tak, świetne.-zawtórowałam jej z uśmiechem.
Po skończonej kolacji pożegnałam się z rodzicami i poszłam do siebie na górę, postanowiłam sprawdzić swoje Iphone, czy nie miałam żadnych nieodczytanych wiadomości.
Od Justin do Jessica:
Dziękuję za dzisiejszy dzień Shawty, był idealny. :)
Od Jessica do Justin:
Ja też Ci dziękuję, było wspaniale. :) A teraz dobranoc, jestem zmęczona, a jutro muszę iść do szkoły. :'(
Od Justin do Jessica:
Nie przejmuj się, czuję, że zawsze dajesz radę, prawda? Nigdy się nie mylę. ;) Dobranoc.
Czy ja śnie? Najprzystojniejszy chłopak na świecie napisał do mnie "shawty" i podziękował za dzisiejszy dzień. To szalone.
Wzięłam bieliznę na zmianę i w podskokach poszłam do łazienki, potrzebowałam prysznica, aby się rozluźnić i uspokoić moje przyśpieszone tętno. Rozebrałam się szybko i wrzuciłam ubrania do prania. Weszłam pod prysznic i czułam jak gorąca woda mnie uspokaja. Zawsze kąpie się pod gorącą wodą, taką, która parzy moje ciało, nie rozumiem tego, ale tylko taki prysznic mnie satysfakcjonuje. Pokryłam swoje ciało kakaowym płynem pod prysznic i nałożyłam szampon. Szybko się spłukałam i wyszłam. Wytarłam się, umyłam zęby i wyszłam. Marzyłam o śnie, wplątałam się pod moją kołdrę, i zanim zauważyłam, usnęłam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Noc minęła bardzo szybko. Czułam jak rośnie we mnie gniew, przez dzwoniący budzik. Już miałam rzucić nim przez pokój, jednak przypomniałam sobie, że znienawidzony budzik jest zarazem moim telefonem. Szybko wyszłam z łóżka i podreptałam do łazienki. Umyłam zęby i rozczesałam włosy, stwierdziłam, że zostawie je dziś rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i popędziłam do pokoju się ubrać. Założyłam jeansowe rurki, szary top i bluzę. Nigdy nie lubiłam ubierać się elegancko, to nie mój styl. Lubiłam być ubrana na sportowo, tak aby było mi wygodnie. Przeżuciłam torbę przez ramię i zaczęłam schodzić po schodach. "Schodzić", nie schodziłam, tylko skakałam co 2 stopnie, tak jak robię to zazwyczaj, przecież tak jest szybciej. Wszyscy jeszcze spali, więc ubrałam szybko buty, wzięłam kluczyki od samochodu i wyszłam. Zimny wiatr rozwiewał moje włosy, moje ciało zaczęło drżeć z zimna. Ugh, nienawidzę zimna. Wsiadłam do samochodu, włączyłam piosenkę Rihanny i przekręciłam kluczyk. Po 20 minutach drogi byłam już na parkingu szkolnym. Zaparkowałam samochód i popędziłam do drzwi wejściowych szkoły. Przywitałam się ze wszystkim i poszłam prosto w kierunku mojej szafki. Tam jak zwykle czekała na mnie B.
-Hej B.-powiedziałam uśmiechając się szeroko.
-Umm. cześć.-powiedziała odwzajemniając uśmiech.
-Co tam?-wykręciłam kod od mojej szafki.
-U mnie wszystko ok, a u Ciebie? Widzę, że jesteś szczęśliwa.-powiedziała podejrzliwie Becky.
-Tak, mój tata wrócił.-uśmiechnęłam się, nie chciałam wprowadzać jej w szczegóły związane z Justinem. Nie teraz, kiedy jeszcze nic nie jest wiadome.
-Ohh tak, to wszystko wyjaśnia.-klepnęła mnie po ramieniu.
-Mamy teraz chemię?-zapytałam? Chemię miałam z B. Cieszyłam się z tego.
-Tak, chemię.-prychnęła Becky. Obydwie za nią nie przepadałyśmy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonych lekcjach wsiadłam do samochodu i popędziłam do domu.
-Cześć wszystkim, już jestem.-powiedziałam, jednak nikt mi nie odpowiedział. No tak, mama pewnie była w pracy, a tata... nie wiem, może był na spacerze czy coś. Poszłam na górę i usłyszałam cichy szloch, wychodził z pokoju Olivi.
-Hej Olivia, mogę wejść?-spytałam niepewnie.
-Nie!-warknęła.
Zignorowałam jednak jej "nie" i weszłam.
-Nie słyszałaś co mówiłam?-wydukała dławiąc się łzami.
Położyłam się obok niej, mając nadzieję, że dowiem się o co chodzi.
-Halo, siostro, co jest?-zapytałam, posyłając jej zmartwione spojrzenie.
-Pytasz co jest?! Ten dupek Mick mnie rzucił!-krzyknęła wybuchając płaczem.
-No już kochanie, nie warto przez niego płakać.-zaczęłam głaskać ją po głowie.
-Ale ja go kocham, rozumiesz?-zapytała.
-Rozumiem, rozumiem lepiej niż myślisz. Z resztą sama wiesz, przez co ja przechodziłam.-powiedziałam całując ją w czoło.
-Ale jak on tak mógł. Jeszcze niedawno było wszystko ok, nawet powiedział, że mnie kocha, i że to już tak na zawsze.-zaczęła spazmatycznie oddychać.
Poczułam jak narasta we mnie gniew. Nie pozwolę, by przez takiego dupka jak Mick moja siostra płakała.
Zasługiwała na księcia z bajki, dobrze o tym wiedziałam, i ona też powinna o tym wiedzieć. Zabiję go, zabiję go! Jednak teraz musiałam pomyśleć o niej, i pocieszyć ją, potrzebowała tego.
-Skarbie, to oszust. Nie przejmuj się, on na Ciebie nie zasługuje.-zaczęłam wycierać łzy z jej porcelanowej twarzy.
-Masz rację Jess, wiem to.-powiedziała powoli się uspokajając.
-Kocham Cię siostrzyczko, pamiętaj o tym.-uśmiechnęłam się do niej.
-Ja Ciebie też kocham, ale chcialabym teraz zostać sama, wiem, ze rozumiesz.-powiedziała całując mnie w policzek.
-Rozumiem skarbie, doskonale rozumiem.-pogładziłam ją po plecach i wyszłam.
Poszłam do mojego pokoju, postanawiając, że do niego zadzwonie.
-Jesteś kurwa szalony czy jaki?!-wrzasnęłam do sluchawki.
-O co Ci chodzi?-zapytał zdezorientowany.
-O co mi chodzi? O co mi chodzi? O Olivie mi chodzi.-krzyknęłam.
-Aaa, tak..-powiedział zmieszany.
-Przez Ciebie ona teraz płacze, rozumiesz? Płacze. Jest jeszcze młoda, i powinna zapamiętać ten czas jako najlepszy. A ty wszystko spieprzyłeś! Spieprzyłeś sprawę tak samo jak ze mną.-powiedziałam.
-Kurwa mać, wasza rodzina jest jakaś nienormalna.-krzyknął.
-Nienormalna? Kto tu jest nienormalny?! Rozkochiwać w sobie nastolatki, a potem je rzucać?Jesteś chory psychicznie.-warknęłam rozłączając się.
Opadłam na łóżko. Zabiję go, zabiję go.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki rozdział, ale mam dziś mnóstwo rzeczy do zrobienia. Teraz komentować może każdy, nawet anonimki, więc do roboty :)) kocham was xx
-Heej!-krzyknęłam do wszystkich.
-Skarbie, jesteśmy w jadalni, chodź.-powiedziała mama, czułam, że się uśmiechała.
Wchodząc do jadalni nie mogłam uwierzyć własnym oczom, zobaczyłam mojego tatę. Nigdy o tym nie wspominałam, ale mój tata był pisarzem, i często wyjeżdżał, poza tym uwielbiał podróże. I jestem tego pewna, mam to po nim. Tak strasznie za nim tęskniłam, nie było go 3 miesiące, był na promocji książki czy coś.
-Tataaaa!-krzyknęłam jak dziecko.
-Córcia, chodź tu uściskać starego ojca.-powiedział biorąc mnie w swoje szerokie ramiona.
-Tak bardzo tęskniłam.-po moim policzku spłynęła łza, otarłam ją szybko, by nikt nie mógł jej zobaczyć. Nie lubiłam płakać, właściwie, nie lubiłam, gdy ktoś widział, że to robię. Zawsze uchodzę za tą twardą.
-Ja też za Tobą tęskniłem skarbie.-pocałował mnie w czoło.
-Koniec tych czułości kochani, zabieramy się do kolacji, zrobiłam waszą ulubioną lasagne.-mama puściła nam oczko.
-Mniaaaam, lasagne.-wrzasnął tata przeciągając "a" i poklepał się po brzuchu.
-Jerry, strasznie schudłeś, przyda ci się trochę kalorii.-mama wybuchnęła śmiechem. Mój tata nigdy nie dopuściłby do tego, by schudnąć, za bardzo kochał jeść.
-Mmm! To jest przepyszne.-powiedziała Olivia pomiędzy kęsami.
-Tak, świetne.-zawtórowałam jej z uśmiechem.
Po skończonej kolacji pożegnałam się z rodzicami i poszłam do siebie na górę, postanowiłam sprawdzić swoje Iphone, czy nie miałam żadnych nieodczytanych wiadomości.
Od Justin do Jessica:
Dziękuję za dzisiejszy dzień Shawty, był idealny. :)
Od Jessica do Justin:
Ja też Ci dziękuję, było wspaniale. :) A teraz dobranoc, jestem zmęczona, a jutro muszę iść do szkoły. :'(
Od Justin do Jessica:
Nie przejmuj się, czuję, że zawsze dajesz radę, prawda? Nigdy się nie mylę. ;) Dobranoc.
Czy ja śnie? Najprzystojniejszy chłopak na świecie napisał do mnie "shawty" i podziękował za dzisiejszy dzień. To szalone.
Wzięłam bieliznę na zmianę i w podskokach poszłam do łazienki, potrzebowałam prysznica, aby się rozluźnić i uspokoić moje przyśpieszone tętno. Rozebrałam się szybko i wrzuciłam ubrania do prania. Weszłam pod prysznic i czułam jak gorąca woda mnie uspokaja. Zawsze kąpie się pod gorącą wodą, taką, która parzy moje ciało, nie rozumiem tego, ale tylko taki prysznic mnie satysfakcjonuje. Pokryłam swoje ciało kakaowym płynem pod prysznic i nałożyłam szampon. Szybko się spłukałam i wyszłam. Wytarłam się, umyłam zęby i wyszłam. Marzyłam o śnie, wplątałam się pod moją kołdrę, i zanim zauważyłam, usnęłam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Noc minęła bardzo szybko. Czułam jak rośnie we mnie gniew, przez dzwoniący budzik. Już miałam rzucić nim przez pokój, jednak przypomniałam sobie, że znienawidzony budzik jest zarazem moim telefonem. Szybko wyszłam z łóżka i podreptałam do łazienki. Umyłam zęby i rozczesałam włosy, stwierdziłam, że zostawie je dziś rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i popędziłam do pokoju się ubrać. Założyłam jeansowe rurki, szary top i bluzę. Nigdy nie lubiłam ubierać się elegancko, to nie mój styl. Lubiłam być ubrana na sportowo, tak aby było mi wygodnie. Przeżuciłam torbę przez ramię i zaczęłam schodzić po schodach. "Schodzić", nie schodziłam, tylko skakałam co 2 stopnie, tak jak robię to zazwyczaj, przecież tak jest szybciej. Wszyscy jeszcze spali, więc ubrałam szybko buty, wzięłam kluczyki od samochodu i wyszłam. Zimny wiatr rozwiewał moje włosy, moje ciało zaczęło drżeć z zimna. Ugh, nienawidzę zimna. Wsiadłam do samochodu, włączyłam piosenkę Rihanny i przekręciłam kluczyk. Po 20 minutach drogi byłam już na parkingu szkolnym. Zaparkowałam samochód i popędziłam do drzwi wejściowych szkoły. Przywitałam się ze wszystkim i poszłam prosto w kierunku mojej szafki. Tam jak zwykle czekała na mnie B.
-Hej B.-powiedziałam uśmiechając się szeroko.
-Umm. cześć.-powiedziała odwzajemniając uśmiech.
-Co tam?-wykręciłam kod od mojej szafki.
-U mnie wszystko ok, a u Ciebie? Widzę, że jesteś szczęśliwa.-powiedziała podejrzliwie Becky.
-Tak, mój tata wrócił.-uśmiechnęłam się, nie chciałam wprowadzać jej w szczegóły związane z Justinem. Nie teraz, kiedy jeszcze nic nie jest wiadome.
-Ohh tak, to wszystko wyjaśnia.-klepnęła mnie po ramieniu.
-Mamy teraz chemię?-zapytałam? Chemię miałam z B. Cieszyłam się z tego.
-Tak, chemię.-prychnęła Becky. Obydwie za nią nie przepadałyśmy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonych lekcjach wsiadłam do samochodu i popędziłam do domu.
-Cześć wszystkim, już jestem.-powiedziałam, jednak nikt mi nie odpowiedział. No tak, mama pewnie była w pracy, a tata... nie wiem, może był na spacerze czy coś. Poszłam na górę i usłyszałam cichy szloch, wychodził z pokoju Olivi.
-Hej Olivia, mogę wejść?-spytałam niepewnie.
-Nie!-warknęła.
Zignorowałam jednak jej "nie" i weszłam.
-Nie słyszałaś co mówiłam?-wydukała dławiąc się łzami.
Położyłam się obok niej, mając nadzieję, że dowiem się o co chodzi.
-Halo, siostro, co jest?-zapytałam, posyłając jej zmartwione spojrzenie.
-Pytasz co jest?! Ten dupek Mick mnie rzucił!-krzyknęła wybuchając płaczem.
-No już kochanie, nie warto przez niego płakać.-zaczęłam głaskać ją po głowie.
-Ale ja go kocham, rozumiesz?-zapytała.
-Rozumiem, rozumiem lepiej niż myślisz. Z resztą sama wiesz, przez co ja przechodziłam.-powiedziałam całując ją w czoło.
-Ale jak on tak mógł. Jeszcze niedawno było wszystko ok, nawet powiedział, że mnie kocha, i że to już tak na zawsze.-zaczęła spazmatycznie oddychać.
Poczułam jak narasta we mnie gniew. Nie pozwolę, by przez takiego dupka jak Mick moja siostra płakała.
Zasługiwała na księcia z bajki, dobrze o tym wiedziałam, i ona też powinna o tym wiedzieć. Zabiję go, zabiję go! Jednak teraz musiałam pomyśleć o niej, i pocieszyć ją, potrzebowała tego.
-Skarbie, to oszust. Nie przejmuj się, on na Ciebie nie zasługuje.-zaczęłam wycierać łzy z jej porcelanowej twarzy.
-Masz rację Jess, wiem to.-powiedziała powoli się uspokajając.
-Kocham Cię siostrzyczko, pamiętaj o tym.-uśmiechnęłam się do niej.
-Ja Ciebie też kocham, ale chcialabym teraz zostać sama, wiem, ze rozumiesz.-powiedziała całując mnie w policzek.
-Rozumiem skarbie, doskonale rozumiem.-pogładziłam ją po plecach i wyszłam.
Poszłam do mojego pokoju, postanawiając, że do niego zadzwonie.
-Jesteś kurwa szalony czy jaki?!-wrzasnęłam do sluchawki.
-O co Ci chodzi?-zapytał zdezorientowany.
-O co mi chodzi? O co mi chodzi? O Olivie mi chodzi.-krzyknęłam.
-Aaa, tak..-powiedział zmieszany.
-Przez Ciebie ona teraz płacze, rozumiesz? Płacze. Jest jeszcze młoda, i powinna zapamiętać ten czas jako najlepszy. A ty wszystko spieprzyłeś! Spieprzyłeś sprawę tak samo jak ze mną.-powiedziałam.
-Kurwa mać, wasza rodzina jest jakaś nienormalna.-krzyknął.
-Nienormalna? Kto tu jest nienormalny?! Rozkochiwać w sobie nastolatki, a potem je rzucać?Jesteś chory psychicznie.-warknęłam rozłączając się.
Opadłam na łóżko. Zabiję go, zabiję go.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki rozdział, ale mam dziś mnóstwo rzeczy do zrobienia. Teraz komentować może każdy, nawet anonimki, więc do roboty :)) kocham was xx
sobota, 1 czerwca 2013
Rozdział 5
Boże, w co mam się ubrać. Błagam, błagam ześlijcie mi coś ładnego. Ja zwariowałam, po prostu zwariowałam, coraz częściej zaczęłam mówić sama do siebie.
-Proszę, Boże, pomóż mi.-zaczęłam błagać pukając się w czoło. Nie jestem normalna.
-MAM!-krzyknęłam sama do siebie.
Wyjęłam ze swojej szafy szarą bluzę Obey, czarne legginsy i vansy. Nie mogę przecież wyglądać seksownie, nie może pomyśleć, że mi zależy, by ładnie wyglądać.
Spiełam włosy w niesfornego koka, i pomalowałam się. Wyglądałam ok. Było ładnie, choć nie zbyt ambitnie, o to mi chodziło. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przeżuciłam sobie czarną torbę przez ramię i popsikałam się perfumami. Wyszłam z pokoju.
-Mamo! Wychodzę.-krzyknęłam.
-Dobrze skarbie. Bądź w domu na kolację.-uśmiechnęła się.
-Okey, będę.-odwzajemniłam uśmiech i wyszłam.
Wyjęłam telefon i napisałam sms-a do Justina.
Od Jessicka do Justin:
Hej, jestem przed domem. O której będziesz?
Od Justin do Jessicka:
Rozejrzyj się, jestem niedaleko. Ślicznie wyglądasz. ;)
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie mogłam dostrzec tej anielskiej twarzy. Rozejrzałam się jeszcze raz i ujrzałam TEN uśmiech. To był Justin. Miał cudowny uśmiech, zawsze gdy na niego patrzyłam czułam jakbym się rozpływała. Szybko podbiegłam do jego samochodu i wsiadłam.
-Cześć.-powiedziałam przeciągając "e", po czym uśmiechnęłam się słodko.
-Cześć.-odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
Moje polczki oblały się czerwienią.
-No.. um... więc, gdzie jedziemy?-zapytałam.
-Więc, pojedziemy na piknik.-odwrócił głowę do tyłu i pokazał, abym zrobiła to samo. Odwróciłam się i ujrzałam wielki wiklinowy koszyk i koc.
-Świetnie.Kocham pikniki.-powiedziałam uradowana.
-To miło, że podoba Ci się ten pomysł.-uśmiechnął się pokazując swoje idealne zęby.
Przez resztę drogi śmialiśmy się, rozmawiając o bezsensownych rzeczach.
-To tu.-powiedział unosząc brew.
-Jest pięknie!-krzyknęłam rozszerzając moje niebieskie oczy.
-Tak, to prawda.-zawtórował mi po czym sięgnął po koszyk i koc.
Złapał mnie za rękę i zaprowadził w jeszcze piękniejsze miejsce. Była to wielka łąka. Obok był mały staw. To wszystko wyglądało jak sceneria z bajki.
Justin rozłożył koc i wyjął wszystko z koszyka, po czym poklepał miejsce obok siebie.
-Usiądź.-mrugnął do mnie.
Bez wahania podeszłam i usiadłam. Było tam tyle pyszności, nie mogłam się oprzeć. Justin nalał mi truskawkowego soku i podał kanapkę. Wyglądała smakowicie.
-Smacznego.-uśmiechnął się.
-Nawzajem.-powiedziałam.
Zaczęliśmy jeść patrząc sobie w oczy. Nie wiem czy już mówiłam, ale miał piękne oczy. Nie potrafiłam określić ich koloru. Z jednej strony były miodowe, ale z drugiej miały odcień ciemnej zieleni. Były cudowne.
Potem mój wzrok zszedł na jego pełne, różowe usta. Także były piękne.
-Przepraszam, ale czy ty właśnie się na mnie gapisz?-wybuchnął śmiechem.
-Umm.. nie, wydawało Ci się.-mruknęłam zażenowana, po czym skinęłam głową w dół sięgając po szklankę.
-To mi nie przeszkadza.-powiedział uśmiechnięty.
-Ale co?-zaczęłam udawać głupią.
-Oj proszę Cię, dobrze wiesz o czym mówię.-spojrzał mi prosto w oczy.
-No właśnie nie do końca.-powiedziałam pociągając łyk soku.
-Nie przeszkadza mi to, że się na mnie gapisz.-powiedział uśmiechając się triumfalnie.
-Okej, możesz skończyć?-zapytałam zirytowana.
-Okej, okej sorry Jessicka.-powiedział unosząc ręce w obronnym geście.
W tedy wpadłam na świetny pomysł. Musiałam sprawdzić czy ma łaskotki. Rzuciłam się na niego. Moje palce zaczęły zwinnie tańczyć po jego żebrach. Wspaniały i dźwięczny uśmiech wypełnił moje uszy. Potem przeniosłam się na brzuch unosząc lekko jego koszulkę, by moje ręce miały lepszy dostęp. W tedy ujrzałam jego wspaniały brzuch, miał kaloryfer, ale nie taki zwykły, był idealnie wyrzeźbiony. Justin wykorzystał moment w którym się zamyśliłam i postanowił mi się odwdzięczyć. Zaczął lekko mnie łaskotać, jednakże miałam tak wielkie łaskotki, że już dławiłam się ze śmiechu.
-Proszę Justin, proszę, przestań.-powiedziałam dusząc się ze śmiechu.
-Teraz proszę Justin? To ty zaczęłaś.-powiedział łaskotając mnie mocniej.
Kopnęłam go w brzuch i zaczęłam uciekać. Jednak jego to nie ruszyło. Zaczął mnie gonić, wiedziałam, że mój bieg był bezsensu, bo nie biegałam szybko. Justin mnie dogonił i przeżucił przez swój bark klepiąc mnie po tyłku.
-Justin postaw mnie.-zaczęłam mówić smiejąc się głośno.
-Nie tak szybko kochanie.-powiedział uśmiechnięty.
Kiedy powiedział do mnie "kochanie" czułam jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z piersi. To było wspaniałe, sprawiał mi tyle radości.
-Justin, puść mnie, jestem ciężka.-powiedziałam.
-Nie jesteś ciężka, jesteś jak piórko, sama zobacz.-powiedział i zaczął mnie podrzucać.
Całą łąkę wypełnił mój pisk. Chłopak zaśmiał się głośno, po czym mnie puścił.
-Chyba najwyższy czas, aby wrócić do domu.-powiedziałam patrząc na zegarek.
-Masz rację, robi się późno.-odpowiedział i złapał mnie za rękę.
Posprzątał i zaciągnął mnie do samochodu. Całą drogę rozmawialiśmy. Mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy, nie chciałam z tamtąd wychodzić, jednak musiałam. W końcu dotarł do mojego domu.
-Do zobaczenia.-powiedziałam całując go w policzek.
-Do zobaczenia.-powiedział gładząc mnie po policzku.
Wyszłam z samochodu i poszłam do domu. To najlepszy dzień w moim życiu.
-Proszę, Boże, pomóż mi.-zaczęłam błagać pukając się w czoło. Nie jestem normalna.
-MAM!-krzyknęłam sama do siebie.
Wyjęłam ze swojej szafy szarą bluzę Obey, czarne legginsy i vansy. Nie mogę przecież wyglądać seksownie, nie może pomyśleć, że mi zależy, by ładnie wyglądać.
Spiełam włosy w niesfornego koka, i pomalowałam się. Wyglądałam ok. Było ładnie, choć nie zbyt ambitnie, o to mi chodziło. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przeżuciłam sobie czarną torbę przez ramię i popsikałam się perfumami. Wyszłam z pokoju.
-Mamo! Wychodzę.-krzyknęłam.
-Dobrze skarbie. Bądź w domu na kolację.-uśmiechnęła się.
-Okey, będę.-odwzajemniłam uśmiech i wyszłam.
Wyjęłam telefon i napisałam sms-a do Justina.
Od Jessicka do Justin:
Hej, jestem przed domem. O której będziesz?
Od Justin do Jessicka:
Rozejrzyj się, jestem niedaleko. Ślicznie wyglądasz. ;)
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie mogłam dostrzec tej anielskiej twarzy. Rozejrzałam się jeszcze raz i ujrzałam TEN uśmiech. To był Justin. Miał cudowny uśmiech, zawsze gdy na niego patrzyłam czułam jakbym się rozpływała. Szybko podbiegłam do jego samochodu i wsiadłam.
-Cześć.-powiedziałam przeciągając "e", po czym uśmiechnęłam się słodko.
-Cześć.-odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
Moje polczki oblały się czerwienią.
-No.. um... więc, gdzie jedziemy?-zapytałam.
-Więc, pojedziemy na piknik.-odwrócił głowę do tyłu i pokazał, abym zrobiła to samo. Odwróciłam się i ujrzałam wielki wiklinowy koszyk i koc.
-Świetnie.Kocham pikniki.-powiedziałam uradowana.
-To miło, że podoba Ci się ten pomysł.-uśmiechnął się pokazując swoje idealne zęby.
Przez resztę drogi śmialiśmy się, rozmawiając o bezsensownych rzeczach.
-To tu.-powiedział unosząc brew.
-Jest pięknie!-krzyknęłam rozszerzając moje niebieskie oczy.
-Tak, to prawda.-zawtórował mi po czym sięgnął po koszyk i koc.
Złapał mnie za rękę i zaprowadził w jeszcze piękniejsze miejsce. Była to wielka łąka. Obok był mały staw. To wszystko wyglądało jak sceneria z bajki.
Justin rozłożył koc i wyjął wszystko z koszyka, po czym poklepał miejsce obok siebie.
-Usiądź.-mrugnął do mnie.
Bez wahania podeszłam i usiadłam. Było tam tyle pyszności, nie mogłam się oprzeć. Justin nalał mi truskawkowego soku i podał kanapkę. Wyglądała smakowicie.
-Smacznego.-uśmiechnął się.
-Nawzajem.-powiedziałam.
Zaczęliśmy jeść patrząc sobie w oczy. Nie wiem czy już mówiłam, ale miał piękne oczy. Nie potrafiłam określić ich koloru. Z jednej strony były miodowe, ale z drugiej miały odcień ciemnej zieleni. Były cudowne.
Potem mój wzrok zszedł na jego pełne, różowe usta. Także były piękne.
-Przepraszam, ale czy ty właśnie się na mnie gapisz?-wybuchnął śmiechem.
-Umm.. nie, wydawało Ci się.-mruknęłam zażenowana, po czym skinęłam głową w dół sięgając po szklankę.
-To mi nie przeszkadza.-powiedział uśmiechnięty.
-Ale co?-zaczęłam udawać głupią.
-Oj proszę Cię, dobrze wiesz o czym mówię.-spojrzał mi prosto w oczy.
-No właśnie nie do końca.-powiedziałam pociągając łyk soku.
-Nie przeszkadza mi to, że się na mnie gapisz.-powiedział uśmiechając się triumfalnie.
-Okej, możesz skończyć?-zapytałam zirytowana.
-Okej, okej sorry Jessicka.-powiedział unosząc ręce w obronnym geście.
W tedy wpadłam na świetny pomysł. Musiałam sprawdzić czy ma łaskotki. Rzuciłam się na niego. Moje palce zaczęły zwinnie tańczyć po jego żebrach. Wspaniały i dźwięczny uśmiech wypełnił moje uszy. Potem przeniosłam się na brzuch unosząc lekko jego koszulkę, by moje ręce miały lepszy dostęp. W tedy ujrzałam jego wspaniały brzuch, miał kaloryfer, ale nie taki zwykły, był idealnie wyrzeźbiony. Justin wykorzystał moment w którym się zamyśliłam i postanowił mi się odwdzięczyć. Zaczął lekko mnie łaskotać, jednakże miałam tak wielkie łaskotki, że już dławiłam się ze śmiechu.
-Proszę Justin, proszę, przestań.-powiedziałam dusząc się ze śmiechu.
-Teraz proszę Justin? To ty zaczęłaś.-powiedział łaskotając mnie mocniej.
Kopnęłam go w brzuch i zaczęłam uciekać. Jednak jego to nie ruszyło. Zaczął mnie gonić, wiedziałam, że mój bieg był bezsensu, bo nie biegałam szybko. Justin mnie dogonił i przeżucił przez swój bark klepiąc mnie po tyłku.
-Justin postaw mnie.-zaczęłam mówić smiejąc się głośno.
-Nie tak szybko kochanie.-powiedział uśmiechnięty.
Kiedy powiedział do mnie "kochanie" czułam jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z piersi. To było wspaniałe, sprawiał mi tyle radości.
-Justin, puść mnie, jestem ciężka.-powiedziałam.
-Nie jesteś ciężka, jesteś jak piórko, sama zobacz.-powiedział i zaczął mnie podrzucać.
Całą łąkę wypełnił mój pisk. Chłopak zaśmiał się głośno, po czym mnie puścił.
-Chyba najwyższy czas, aby wrócić do domu.-powiedziałam patrząc na zegarek.
-Masz rację, robi się późno.-odpowiedział i złapał mnie za rękę.
Posprzątał i zaciągnął mnie do samochodu. Całą drogę rozmawialiśmy. Mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy, nie chciałam z tamtąd wychodzić, jednak musiałam. W końcu dotarł do mojego domu.
-Do zobaczenia.-powiedziałam całując go w policzek.
-Do zobaczenia.-powiedział gładząc mnie po policzku.
Wyszłam z samochodu i poszłam do domu. To najlepszy dzień w moim życiu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)