Boże, w co mam się ubrać. Błagam, błagam ześlijcie mi coś ładnego. Ja zwariowałam, po prostu zwariowałam, coraz częściej zaczęłam mówić sama do siebie.
-Proszę, Boże, pomóż mi.-zaczęłam błagać pukając się w czoło. Nie jestem normalna.
-MAM!-krzyknęłam sama do siebie.
Wyjęłam ze swojej szafy szarą bluzę Obey, czarne legginsy i vansy. Nie mogę przecież wyglądać seksownie, nie może pomyśleć, że mi zależy, by ładnie wyglądać.
Spiełam włosy w niesfornego koka, i pomalowałam się. Wyglądałam ok. Było ładnie, choć nie zbyt ambitnie, o to mi chodziło. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przeżuciłam sobie czarną torbę przez ramię i popsikałam się perfumami. Wyszłam z pokoju.
-Mamo! Wychodzę.-krzyknęłam.
-Dobrze skarbie. Bądź w domu na kolację.-uśmiechnęła się.
-Okey, będę.-odwzajemniłam uśmiech i wyszłam.
Wyjęłam telefon i napisałam sms-a do Justina.
Od Jessicka do Justin:
Hej, jestem przed domem. O której będziesz?
Od Justin do Jessicka:
Rozejrzyj się, jestem niedaleko. Ślicznie wyglądasz. ;)
Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie mogłam dostrzec tej anielskiej twarzy. Rozejrzałam się jeszcze raz i ujrzałam TEN uśmiech. To był Justin. Miał cudowny uśmiech, zawsze gdy na niego patrzyłam czułam jakbym się rozpływała. Szybko podbiegłam do jego samochodu i wsiadłam.
-Cześć.-powiedziałam przeciągając "e", po czym uśmiechnęłam się słodko.
-Cześć.-odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
Moje polczki oblały się czerwienią.
-No.. um... więc, gdzie jedziemy?-zapytałam.
-Więc, pojedziemy na piknik.-odwrócił głowę do tyłu i pokazał, abym zrobiła to samo. Odwróciłam się i ujrzałam wielki wiklinowy koszyk i koc.
-Świetnie.Kocham pikniki.-powiedziałam uradowana.
-To miło, że podoba Ci się ten pomysł.-uśmiechnął się pokazując swoje idealne zęby.
Przez resztę drogi śmialiśmy się, rozmawiając o bezsensownych rzeczach.
-To tu.-powiedział unosząc brew.
-Jest pięknie!-krzyknęłam rozszerzając moje niebieskie oczy.
-Tak, to prawda.-zawtórował mi po czym sięgnął po koszyk i koc.
Złapał mnie za rękę i zaprowadził w jeszcze piękniejsze miejsce. Była to wielka łąka. Obok był mały staw. To wszystko wyglądało jak sceneria z bajki.
Justin rozłożył koc i wyjął wszystko z koszyka, po czym poklepał miejsce obok siebie.
-Usiądź.-mrugnął do mnie.
Bez wahania podeszłam i usiadłam. Było tam tyle pyszności, nie mogłam się oprzeć. Justin nalał mi truskawkowego soku i podał kanapkę. Wyglądała smakowicie.
-Smacznego.-uśmiechnął się.
-Nawzajem.-powiedziałam.
Zaczęliśmy jeść patrząc sobie w oczy. Nie wiem czy już mówiłam, ale miał piękne oczy. Nie potrafiłam określić ich koloru. Z jednej strony były miodowe, ale z drugiej miały odcień ciemnej zieleni. Były cudowne.
Potem mój wzrok zszedł na jego pełne, różowe usta. Także były piękne.
-Przepraszam, ale czy ty właśnie się na mnie gapisz?-wybuchnął śmiechem.
-Umm.. nie, wydawało Ci się.-mruknęłam zażenowana, po czym skinęłam głową w dół sięgając po szklankę.
-To mi nie przeszkadza.-powiedział uśmiechnięty.
-Ale co?-zaczęłam udawać głupią.
-Oj proszę Cię, dobrze wiesz o czym mówię.-spojrzał mi prosto w oczy.
-No właśnie nie do końca.-powiedziałam pociągając łyk soku.
-Nie przeszkadza mi to, że się na mnie gapisz.-powiedział uśmiechając się triumfalnie.
-Okej, możesz skończyć?-zapytałam zirytowana.
-Okej, okej sorry Jessicka.-powiedział unosząc ręce w obronnym geście.
W tedy wpadłam na świetny pomysł. Musiałam sprawdzić czy ma łaskotki. Rzuciłam się na niego. Moje palce zaczęły zwinnie tańczyć po jego żebrach. Wspaniały i dźwięczny uśmiech wypełnił moje uszy. Potem przeniosłam się na brzuch unosząc lekko jego koszulkę, by moje ręce miały lepszy dostęp. W tedy ujrzałam jego wspaniały brzuch, miał kaloryfer, ale nie taki zwykły, był idealnie wyrzeźbiony. Justin wykorzystał moment w którym się zamyśliłam i postanowił mi się odwdzięczyć. Zaczął lekko mnie łaskotać, jednakże miałam tak wielkie łaskotki, że już dławiłam się ze śmiechu.
-Proszę Justin, proszę, przestań.-powiedziałam dusząc się ze śmiechu.
-Teraz proszę Justin? To ty zaczęłaś.-powiedział łaskotając mnie mocniej.
Kopnęłam go w brzuch i zaczęłam uciekać. Jednak jego to nie ruszyło. Zaczął mnie gonić, wiedziałam, że mój bieg był bezsensu, bo nie biegałam szybko. Justin mnie dogonił i przeżucił przez swój bark klepiąc mnie po tyłku.
-Justin postaw mnie.-zaczęłam mówić smiejąc się głośno.
-Nie tak szybko kochanie.-powiedział uśmiechnięty.
Kiedy powiedział do mnie "kochanie" czułam jakby moje serce miało zaraz wyskoczyć z piersi. To było wspaniałe, sprawiał mi tyle radości.
-Justin, puść mnie, jestem ciężka.-powiedziałam.
-Nie jesteś ciężka, jesteś jak piórko, sama zobacz.-powiedział i zaczął mnie podrzucać.
Całą łąkę wypełnił mój pisk. Chłopak zaśmiał się głośno, po czym mnie puścił.
-Chyba najwyższy czas, aby wrócić do domu.-powiedziałam patrząc na zegarek.
-Masz rację, robi się późno.-odpowiedział i złapał mnie za rękę.
Posprzątał i zaciągnął mnie do samochodu. Całą drogę rozmawialiśmy. Mieliśmy mnóstwo tematów do rozmowy, nie chciałam z tamtąd wychodzić, jednak musiałam. W końcu dotarł do mojego domu.
-Do zobaczenia.-powiedziałam całując go w policzek.
-Do zobaczenia.-powiedział gładząc mnie po policzku.
Wyszłam z samochodu i poszłam do domu. To najlepszy dzień w moim życiu.
shjdgjsdfbgkjdfgb cudowny rozdział, banan na twarzy kiedy go czytam <3
OdpowiedzUsuńasdfghgfdfgfdfghfgh *.* Mega rozdziała *.* Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńOhoho kocham to ... kiedy kolejny rozdzial?:-)
OdpowiedzUsuńB
O
S
Z
zajebiste *-*
OdpowiedzUsuń